niedziela, 30 września 2012

5. Stary wyluzuj



*Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele*

Tego dnia kawiarnia przypominała raczej wielkie pobojowisko i gdyby nie to, że pośrodku całego bałaganu siedziała Josefine, Gerard zastanawiałby się, czy aby nie pomylił lokali. Blondynka siedziała na eleganckiej podłodze wśród sterty papierów z załamanymi rękami przeglądając rachunki i faktury. Wymienili zdziwione spojrzenia razem z Cescem, który tego dnia postanowił mu towarzyszyć. Zaplanował, że odwiedzi pannę Mayte, która od jakiegoś czasu, stała się mu po prostu bliższa. Znali się zaledwie dwa miesiące, ale zdołała sobie uzyskać jego przyjaźń. Jej pracowitość i wieczna gotowość do działania były dla niego ogromnym plusem. Zawsze gdy potrzebował pomocy przy psie ona zgadzała się pomóc, a teraz jeszcze ratowała jego związek.
-Cześć – zawołał, gdy weszli do środka wyrywając ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się na ich widok. Dopiero teraz zauważył jak bardzo była zmęczona – Jak idzie praca?
-Niestety nie zawsze może być tak kolorowo – podniosła się z podłogi i podeszła do nich.
-To Cesc – kiwnął w stronę kumpla – Cesc to Josefine.
-Wystarczy Jose – uścisnęła mu rękę – Jak widzicie mam tu straszny burdel. Wszystko idzie nie tak. Firma dostawcza się spóźnia, mieli dowieźć meble o ósmej, a jest jedenasta. Mam problemy z rachunkami i w ogóle zaczynam być zła.
Cesc wymienił spojrzenie z przyjacielem.
-Możemy Ci pomóc ogarnąć to wszystko – brunet mrugnął do niej powodując, że lekko się zawstydziła. Nie chciała wywierać na nich wrażenia, że oczekuje jakiejś pomocy.
Usłyszeli głośny klakson ciężarówki przed budynkiem i wszyscy zgodnie odwrócili się w tamtym kierunku.  
-Nareszcie – jęknęła zirytowana i złapała za teczkę leżącą na ziemi.

-Nadal chcecie mi pomóc?- podeszła do Cesca, który stał oparty o framugę i przyglądał się wszystkim meblom które dostawcy pozostawili na środku lokalu tworząc ogromną górę. Przełknął ślinę.
-Nie miałem tego na myśli…
-Nie ma problemu – Gerard dopadł go i oparł się o jego ramię – Cóż za problem. Fabs ma tyle wolnego czasu – wyszczerzył się do kumpla, na co ten go zgromił wzrokiem.
-To dobrze, bo ja sama tego nie zrobię – uśmiechnęła się do niego słodko i zaczęła rozpakowywać duże meble.
Imponowała mu. Znał wiele pracowitych kobiet – chociażby jego Shakira, która na pracy znała się jak mało kto, ale Jose była zupełnie inna. Sha robiła to co kocha i nie męczyła się tym – jedynie czasem który musiała poświęcić. Z blondynką, było zupełnie inaczej. Ona wstawała co rano i pracowała nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Biegała, załatwiała formalności, uzgadniała, wszystko było na jej głowie. A w między czasie zajmowała się również jego owczarkiem.
Przy dźwiękach jakiejś starej amerykańskiej muzyki z lat osiemdziesiątych płynącej z głośnika na zapleczu, w rytm muzyki powoli rozkładali meble. Eleganckie, małe stoliki i ogromne fotele i kanapy. Wszystko w gustownym – czekoladowym stylu sprawiającym wrażenie pysznego deseru.  Przyglądał się kontem oka jak blondynka zgrabnie krąży pomiędzy meblami i przestawia je w różne miejsca oceniając ich wygląd i położenie. Była całkiem ładna, a skupienie które dzisiejszego dnia odznaczało się na jej twarzy sprawiało, że wyglądała jeszcze bardziej ciekawie.
-Stary, nie zamulaj – poczuł dłoń przyjaciela, która boleśnie odbiła się na jego ramieniu – i przestań na nią zerkać.
-Odwal się Fabs – warknął wracając do przesuwania kanapy.
-To nie moja wina – brunet uniósł ręce w obronnym geście – Robisz to mało dyskretnie.

 Wchodząc do swojego ogromnego mieszkania poczuł przyjemny zapach unoszący się wprost z kuchni Tym bardziej sprawiło mu to przyjemność, że po całym dniu pracy w kawiarni, jego żołądek jeszcze bardziej domagał się jedzenia niż zwykle. Uśmiechnął się do siebie na dźwięk krzątania się po mieszkaniu.
-Cześć – stanął w wejściu do pomieszczenia, opierając się o framugę i lustrując postać blondynki.
Kolumbijka uśmiechnęła się radośnie i ucałowała go w usta. Na takie wieczory czekał tygodniami. Kiedy to wróci do domu, przepełnionego zapachami i życiem, a w progu czekać będzie na niego jego ukochana.
-Cześć misiaczku – pociągnęła go za rękaw i usadziła przy stole – Jak się miewasz?
-Jestem padnięty…
-Miałeś dzisiaj wolne – spojrzała na niego krytycznie – to ja dziś wróciłam z trasy.
-I dlatego nie mogę być zmęczony? – spojrzał na nią zdziwiony – załatwiałem różne sprawy.
Dodał łagodniej, na co kiwnęła głową.
-Zauważyłam, jestem w domu od czternastej – nałożyła na talerz porcję makaronu.
-Od, kiedy gotujesz, co? – Zaśmiał się wąchając jej specjał. Kobieta raczej nie należała do tych które lubią spędzać czas przy garnkach, dlatego jakakolwiek potrawa która wychodziła spod jej ręki była czystą nowością.
Blondynka zatrzasnęła drzwiczki szafki kuchennej.
-Co znowu nie tak? – spytała odwracając się w jego stronę – to źle, że zrobiłam ci kolację?
Zamrugał kilkakrotnie.
-Tego nie powiedziałem – jęknął, czując, że ta rozmowa zmierza donikąd – zażartowałem.
- Właśnie! A niby co w tym śmiesznego – warknęła podirytowana.
-Nie chce mi się o tym gadać, Isabel – mruknął skupiając się ponownie na talerzu. Nie chciał kontynuować tej rozmowy, w szczególności, że wiedział, że blondynka tak łatwo nie ustąpi. Odsunął od siebie naczynie i wstał od stołu – Idę się przejść.

Zajęła strategiczne miejsce w swoim mieszkaniu. Łóżko było do tego najlepszym miejscem. Rozsiadła się wygodnie w jedynym pokoju jaki posiadała oprócz kuchni i łazienki na ogromnym łóżku i włączyła radio. Obok niej rozsiadł się Tony – jej nowa przybłęda. Kot który od kilku dni czatował pod jej blokiem i błagalnym wzrokiem prosił by ktoś dał mu coś do jedzenia.
-Złaź – zrzuciła go ze swojej czystej pościeli, co zwierzę przyjęło z nie jakim niezadowoleniem.
Wokół siebie rozłożyła sterty papierów i plików, którymi miała zająć się jeszcze przed jutrzejszym dniem. Usłyszała cichy dźwięk komórki, grający w torebce, co spowodowało, że się wzdrygnęła. Na wyświetlaczu dostrzegła napis: Neo Pique
Położyła telefon naprzeciwko siebie i z wytchnieniem obserwowała jak wyświetlacz mruga i wibruje, aż po chwili gaśnie.
To: Neo Pique
Co się stało?
Szybko wystukała smsa i wysłała do piłkarza. Wymienili się numerami już jakiś czas temu, ponieważ znacznie łatwiej było się tak kontaktować niż przez jego menadżera.
From: Neo Pique
Odbierz no. Jestem u ciebie pod blokiem.
Zdziwiona, przeczytała wiadomość kilka razy, nie mogąc zrozumieć jej sensu, ale po chwili wyjrzała przez okno i dostrzegła mężczyznę siedzącego na krawężniku pustej ulicy.
Zerknęła na zegarek, wskazujący godzinę pół do pierwszej w nocy. Pojawienie się piłkarza o tej godzinie co najmniej ją zdziwiło. Tak naprawdę przecież się nie znali i posunięcie się mężczyzny do takiego ufnego kroku sprawiło, że zrobiło się jej sucho w gardle. Nie wiedziała, co mógł mieć na myśli, ale prawda była taka, że cała sytuacja była co najmniej intrygująca. Nie wiedziała co ma zrobić.  Stała jak ostatnia sierota ubrana w ogromny dres z komórką w ręku. Ponownie zerknęła na wiadomość wyświetlającą się na jej telefonie.
Jestem u ciebie pod blokiem…
Złapała za sweter leżący na oparciu fotela, a chwilę później już jej nie było.

__________________________
Dzisiaj krótko, ale za to obiecuję następną notkę dam szybciej. Proszę, bardzo zależy mi na waszych opiniach...

poniedziałek, 24 września 2012

4. Jak zrozumieć kobietę?



Prace nad nową kawiarnią szły prężnie i od jakiegoś czasu to właśnie w nowym budynku gdzie za niecały tydzień miał się pojawić nowy lokal, Josefine spędzała praktycznie każdą godzinę. Na miejscu pojawiała się już z samego rana, załatwiając wszystkie formalności i określając wszystkie potrzebne rzeczy by miejsce wyglądało tak jak należy.
Wystrojem zajął się oczywiście Glad. Posiadał znacznie bardziej wypracowany gust niż ona i to on zadecydował jak bardzo to miejsce będzie teraz przytulne. Całość przebrzmiewała w kolorach kremu i czekolady, sprawiając wrażenie pysznego cappuccino lub lodów śmietankowych, ale idealnie jej odpowiadało. W czasie gdy On, zajmował się wystrojem i całym projektem kawiarni, ona skupiła się na organizacji menu, pracowników i klientów.
Czuła jak co raz bardziej wkręca się w projekt którego się podjęła, a równocześnie jak co raz częściej dopada ją ogromne zmęczenie. Oprócz stałej pracy którą się zajmowała, obiecała również piłkarzowi, że zanim na dobre przepadnie w nowej pracy przez jakiś czas będzie się jeszcze zajmować Neo, dopóki on nie znajdzie dla niego nowego opiekuna. Tak o to właśnie czworonożny kompan towarzyszył jej podczas prac w lokalu, przeważnie plącząc się pod nogami lub zawracając głowę. Lubiła jednak jego towarzystwo i często pies stawał się dla niej możliwością oderwania się od obowiązków.
-Jose! – usłyszała wołanie Glada. Oderwała się od gęstej sierści owczarka i podniosła z kolan wyglądając zza lady – Przyszli panowie od firmy dostawczej, zawołaj Pussy.
Pussy Marin – kobieta o dość dziwnym imieniu była średniego wieku hiszpanką, która zajmowała się ich wszystkimi formalnościami. Ona sama nie miała doświadczenia i pewnie nigdy nie zostałaby tak po prostu zatrudniona do takiej restauracji, ale uratowała ją znajomość z Gladem.
Uśmiechnęła się do gości i gestem ręki wskazała zaplecze.
-Zapraszam – powiedział uprzejmie i wskazała na drzwi boczne - na zapleczu mamy dobre miejsce do dyskusji, tutaj jeszcze nie mamy żadnych mebli.

Od dłuższego czasu nie mógł sobie poradzić z przytłaczającymi obowiązkami. A przecież życie wcale nie wymagało od niego zbyt wiele. Codziennie rano miał treningi, popołudniu jednak zaczynały się komplikacje. Musiał załatwiać jakieś promocje, zajmować się Neo, a i jego stosunki z Shakirą, pozostawiały teraz wiele do życzenia. Naprawdę miał łatwe życie, ale ewidentnie i tak proste rzeczy sprawiały mu problemy.
-Kochanie, porozmawiamy jak wrócisz dobrze? – starał się skupić na drodze – Teraz prowadzę i nie mogę rozmawiać. Pogadamy jutro.
Skręcił w jedną z bardziej ruchliwych uliczek. Nigdzie nie było miejsca, a on sam znajdował się obecnie w dość nerwowym stanie. Trąbnął kilka razy starając się utorować sobie drogę. Gdyby nie ich ostatnia przeklęta kłótnia nie musiałby chodzić jak na szpilkach zastanawiając się jak ją przeprosić. Jego dziewczyna nie należała do łatwych kobiet, a jej charakter był raczej mocno skomplikowany dlatego jeszcze bardziej musiał głowić się jak ją udobruchać.
Skierował się do ogromnego budynku skąd miał odebrać Neo. Odkąd panna Mayte zakomunikowała, że chce zmienić pracę, umówili się na swojego rodzaju kompromis, że w czasie gdy on będzie trenował ona będzie go zabierała do siebie.  Był to o tyle wygodny układ, że o wiele bardziej go odciążał, ale z drugiej Neo co raz bardziej zaczynał się zaprzyjaźniać z dziewczyną co go co raz bardziej irytowało.
Otworzył duże przeszklone drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było duże i pomalowane w ładnych ciepłych kolorach. Po całej podłodze walały się jeszcze starty pudeł, kabli i różnych przedmiotów, ale co raz bardziej wszystko zaczynało mieć ręce i nogi.
- O, Gerard – odwrócił się w stronę Josefine która właśnie wyszła z zaplecza razem z kilkoma mężczyznami w garniturach – Jeszcze raz panom bardzo dziękuję, do zobaczenia.
Pożegnali się krótko i blondynka znowu zwróciła się w jego stronę.
-Jak się miewasz? – spytała i zajrzała na zaplecze – Neo, chodź tutaj. Przepraszam, ale mamy tam kanarka i twój pies strasznie się w nim zakochał, nie odstępuje go na krok.
Piłkarz roześmiał się na jej słowa i pokiwał głową. Po raz pierwszy od kilku dni miał ochotę się tak szczerze śmiać, w szczególności w obecności dziewczyny, która  jak zwykle potrafiła wprowadzić go w dobry nastrój.
-U mnie wszystko w porządku – rozejrzał się wokół – ale tu widzę co raz większe zmiany.
Przytaknęła zakładając ręce na piersi.
-A właśnie – mam coś dla ciebie! – złapała za swoją elegancką torebkę i wyciągnęła z niej tonę plików i segregator – poczekaj…
-Mam nadzieję, że to nie rachunek za Neo.
-Aż taki niegrzeczny nie jest – uśmiechnęła się podając mu kopertę z jego nazwiskiem – Weź osobę towarzyszącą.
Z koperty wyciągnął eleganckie zaproszenie. Otwarcie kawiarni. Tak jak już od jakiegoś czasu słyszał pogłoski, otwarcie tego miejsca miało być istną nowością w mieście. Ludzie uwielbiają takie miejsca, a sam właściciel był osobą o dość znanym nazwisku. Uśmiechnął się czytając swoje nazwisko napisane elegancką pochyłą czcionką.
-To Glad pisał – zaśmiała się – ja bazgrzę jak kura pazurem.
-Cóż, dziękuję.
-To skromna uroczystość, ale Glad postanowił zaprosić różne znane osobistości, pewnie jakieś media też się pojawią, a osoba Shakiry w ogóle była by tu atrakcją.
Zmarszczył nieco brwi. Miał cichą nadzieję, że blondynka nie będzie w ogóle poruszać tego tematu, ale kilka razy miała okazję poznać jego partnerkę, a ona sam za Josefine niezbyt przepadała.
-To będzie problematyczne – mruknął – Moja dziewczyna ostatnimi czasy dość mocno się na mnie obraziła.
Blondynka zamrugała kilkakrotnie. Nie przypuszczała, że Pique może mieć jakieś problemy z Kolumbijką.
-A więc mam pomysł – wyciągnęła z torebki jeszcze jedną kopertę i stanęła przy barze – chodź.
Podsunęła mu papier pod nos i podała długopis.
-Zapraszamy was, na przedpremierę! To będzie romantyczny wieczór przeprosinowy, tylko we dwoje, co ty na to?
Kiwnął głową i ponownie spojrzał na nowe zaproszenie.
-Będę ci dyktować, a ty notuj – kazała mu się skupić i zaczęła dyktować – I macie być punktualnie.

Usiadł naprzeciwko Cesca starając się przyjąć jak najbardziej naturalną minę.
-Co cię gryzie? – Brunet upił łyk piwa i uśmiechnął do niego. W ułamku sekundy uszło z niego całe powietrze, a on poczuł jak znów przytłaczają go problemy.
-I niby skąd to wiedziałeś? – warknął w jego stronę.
-Zbyt mocno się starałeś – Fabregas wyszczerzył się do niego i kiwnął kelnerce stojącej nieopodal – Jeszcze jedno piwo proszę.
Pique potrząsnął głową i upił trochę alkoholu.
-To strasznie pokręcone stary – westchnął - Co raz mniej rozumiem kobiety.
Przyjaciel wzniósł oczy ku niebu.
-Tego już dawno cię uczyłem, ich nie da się zrozumieć Gery – uśmiechnął się – to co idziemy na jakąś imprezę? Chociaż nie, umówiłem się z Daniellą.
-W ogóle mnie nie słuchasz! – jęknął – dla ciebie to pestka, ale ja jestem tym zmęczony. Moja dziewczyna okazuje się być strasznie wredna i nie daje się niczym przekonać, ani przemówić sobie do rozsądku.
-Daj sobie siana, powścieka się i jej przejdzie – brunet wzruszył ramionami – chłopie laski wkurzają się non stop, mają okres czy coś w tym stylu, jak im coś nie idzie - to się wkurzą, jak coś im dobrze idzie -  to krzyczą ze szczęścia, jak się kłócą to krzyczą złe, jak rozmawiają to nawijają bez przerwy. Posolisz a nie posłodzisz? Nie umiesz gotować! Przekręcisz, zamiast odkręcisz? Nie nadajesz się na mężczyznę! Ale same nie zrobią wiele więcej.
-Akurat z Shakirą nie mam problemu o gotowanie, rzadko wspólnie jadamy.
-No to proszę, o czym my mówimy? Czy rano zwraca ci uwagę na mokry ręcznik?
-Nie.
-Czy o to, że stawiasz buty w złym miejscu?
-No nie, bo nie ma jej w domu.
-A czy wkurza ją, że Otwierasz okno na noc?
-O co ci chodzi?
-O to, że omijają cię wszystkie najmniejsze kłótnie które powodują kobiety i ty mówisz, że nie masz już na to siły? Gdyby czepiała się o wszystko na każdym kroku to rozumiem, ale rzadko się widujecie i czepia się za jedną dużą rzecz, a nie za milion w ciągu sekundy…
Gerard podrapał się po brodzie. Może i Cesc miał rację, chociaż obawiał się, że jego punkt widzenia pozostawiał wiele do życzenia. Może i faktycznie kłócił się z Shakirą rzadko, ale z drugiej strony? Może właśnie tych wszystkich rzeczy o których wspomniał jego kumpel tak bardzo mu brakowało? O to, by co rano widzieć swoją dziewczynę w łazience, by wieszać kurtkę przy jej płaszczu w przedpokoju, czy wspólnie gotować posiłki?
Ich rozmowę przerwała postać Danielli, która pokazała się w wejściu do baru. Brunetka, ubrana w idealne, eleganckie ciuchy pomachała im i skierowała się w ich stronę.
-Cześć kochanie – pocałowała swojego chłopaka w usta i przywitała się również z Gerardem – Co u Shakiry Ger?
-Wspaniale – przybrał sztuczny uśmiech – Ma się wspaniale.
Brunetka zachichotała radośnie.
Gerard nie przepadał za partnerką Cesca, ale jedynie z powodu jej głupiego natręctwa. Najprawdopodobniej była idealnym odzwierciedleniem tego co tłumaczył mu dziś Fabs. Dodatkowo, zawsze odwalona, a w dodatku o mentalności najważniejszej osoby u boku piłkarza sprawiała, że Gerard miał zawsze ochotę wyjść gdy pojawiała się na horyzoncie. Tym razem jednak obserwował jak zajmuje miejsce u boku jego najlepszego kumpla. Jak przytula się do jego ramienia i rozmawia szepcząc mu coś n ucho. Jak opowiada mu o minionym dniu kiedy to chodziła po sklepach, albo jak przypaliła  zupę, czy zalała łazienkę.
I po raz kolejny tego wieczoru, poczuł się bardzo nieszczęśliwy. 

____________________________
Ta dam, No i jest. Rozdział pisany w przerwach oglądanie glee, kiedy to ładowały mi się fragmenty. Troszkę z serca troszkę w przymusu. No nic. Zbliżam się powoli do upragnionych rozdziałów gdy Jo będzie taka kochana, ale to jeszcze musicie poczekać :)
Buziaki

czwartek, 13 września 2012

3. Kocham Cię Mamo

Zajęli miejsce w ogródku restauracyjnym, w odosobnieniu i spokoju. Poranek był rześki i miała nadzieję, że ten dzień nie będzie dla niej zbyt męczący.
Zamówiła kawę – dla rozbudzenia zmysłów, podobnie jak Glad, który zaledwie kilka dni temu wyszedł ze szpitala. Wyglądał dobrze, a opuchlizny na jego twarzy powoli zaczynały zmieniać kolor z ciemnego fioletu w żółte plamy. Chociaż gdyby się postarać mógłby wyglądać na grzesznego, słodkiego buntownika.
Odpędziła od siebie te myśli skupiając się na parującym napoju w filiżance.
-Widziałaś się jeszcze z nim od tamtego czasu? - spytał, na co pokręciła przecząco głową. Nie widywała piłkarza Barcelony, ale i zbytnio jej na tym nie zależało.
-Zwykle on jest w pracy gdy biorę psa na spacery – skalkulowała sobie sytuację.
Rozmowa z Gladem była mozolna, ale i miła, bo dzięki niej znajdowała się w swoistym rozleniwieniu. Mogła swobodnie sączyć napój nie zważając na ludzi i czas.
Od jakiegoś czasu co raz lepiej dogadywała się z brunetem. Miała bardzo podobne ku niemu poglądy, a i tematy często sprzyjające.
Stali się sobie bliżsi nie tylko jeśli chodziło o pracę, ale także dobrze rozumieli się na zakupach czy spędzając wspólnie wolny czas. Ostatnio na przykład siedział u niej do późna w nocy szykując swoje gazpacho. I wcale nie przeszkadzało im, że północ minęła już dawno, a u nich wciąż była impreza.
Po całej sytuacji w barze, Glad stał się dla niej jeszcze bardziej otwarty. W szczególności, że znalazł się w bardzo bliskiej jej sytuacji, jaką stała się utrata pracy. Powodem tego była nie tylko bójka w którą się wdał, ale ogólna demolka która wyłączała miejsce z dalszej pracy, aż do czasu remontu.
-Przynajmniej nie będę truł dalej ludzi – śmiał się gdy o tym wspominała – żarcie było tam paskudne.
-Kurcze – westchnęła wyciągając się w fotelu – U nas to ludzi by mogli coś zjeść... Zupa mleczna specjał Jose...
-Gazpacho mistrza Glada – odpowiedział jej z uśmiechem. Przez chwilę znów milczeli rozkoszując się spokojem i ciszą, a także ich szalonymi pomysłami.
-Jose! Jesteś genialna! - obudził się nagle wyrywając ją z zamyślenia – otworzymy własną restaurację!
Zamrugała kilkakrotnie i roześmiała się.
-To nie jest śmieszne Jo! Dobrze wiesz, że takich trzech, jak nas dwoje nie ma ani jednego!
-Glad, ja nawet nie mam tyle kasy by otworzyć własny interes! - zawołała z uśmiechem, widząc, że chłopak nie ma zamiaru odpuścić.
-Pogadamy o tym wieczorem dobrze? - położył na stoliku pieniądze – muszę coś załatwić. Zadzwonię dobrze?
Ucałował ją w oba policzki i zebrał swoje rzeczy.
-Widzimy się później.

Kolejny wyczerpujący trening spowodował, że miał ochotę spędzić resztę dnia w łóżku. Roześmiał się do swoich myśli. W łóżku z Neo.
Shakira po raz kolejny wyjechała tego ranka do Stanów. Tam zajmowała się płytą, która miała pojawić się na rynku jeszcze pod koniec tego miesiąca i to jej właśnie poświęcała całkowicie swój czas. Nie jemu. Płycie.
Chociaż ostatnie cztery dni jej pobytu w Barcelonie musiał przyznać były całkiem przyjemne. Codzienne spacery, wspólne posiłki, zakupy... sex. Żyć nie umierać.
Jedyne co sprawiało mu przykrość to fakt, że były to tylko cztery dni. To za mało jeśli mieli stworzyć wspólną przyszłość.
Jego telefon rozdzwonił się jeszcze zanim doszedł do samochodu, a na wyświetlaczu dostrzegł jedno krótkie słowo.
-Cześć Mamo – uśmiechnął się na samą myśl o rodzicielce – Co u Ciebie?
-To ja się o to powinnam zapytać – dojrzały, kobiecy głos zawołał radośnie – zapomniałeś już o własnej matce?
-Oczywiście, że nie, ale mam tyle pracy...
-Tyyyyle pracy to ja mam w szpitalu mój drogi – powiedziała Montserrat – nie powiesz mi, że piłka nożna Cię aż męczy.
-To poważna praca mamo – odpowiedział udając bardzo poważny ton głosu.
-Co u twojej dziewczyny? - matka wyraźnie nie była zadowolona z pytania które musiała zadać, a które było dla niej czystą formalnością.
-Nie ma jej obok mnie – odpowiedział chcąc by trochę się wyluzowała, na co kobieta faktycznie od razu się rozpromieniła – Właśnie wracam z treningu. Isobel ma się dobrze.
-Rozumiem, że zanim ponownie pojawicie się wspólnie u nas w domu, minie trochę czasu? Może akurat na święta dacie radę?
-Może – powiedział sam do siebie odpalając samochód i ruszając z parkingu – Nie mam pojęcia, praktycznie nie ma jej teraz w Hiszpanii.
-Nie dziwne, ta kobieta nie ma życia prywatnego. Ty w jej towarzystwie praktycznie też.
-Mamooo – jęknął. Cała ta rozmowa zaczynała go potwornie męczyć, w szczególności, że zawsze kończyły się one podobnie.
-Nie mamuj mi tu Garard. Masz już dwadzieścia pięć lat, twoja dziewczyna dziesięć lat więcej o zgrozo. A gdzie plany na życie? Może jakiś ślub? Co z domem? Dziećmi?
-Shakira nie chce mieć dzieci – powiedział zły, nie chciało mu się dyskutować o tym z rodzicielką.
-Każda kobieta o nich marzy, a już bardziej kobieta, która marzy o wnukach.
-To krępujące – powiedział skupiając się na drodze- Mamo muszę kończyć, prowadzę samochód i zaraz dostanę mandat.
-Zastanów się Junior – powiedziała zatroskana.
-Kocham Cię Mamo – zakończył szybko tą niewygodną dyskusję i ponownie skupił na drodze. Poranny, dobry humor całkowicie się gdzieś ulotnił.

Nie dane mu było siedzieć samemu zbyt długo. Trening skończył się o dwunastej, a zaledwie dwie godziny po wejściu do pustego mieszkania, dźwięk dzwonka przy drzwiach rozbrzmiał głośno po pomieszczeniu. Tak jak się spodziewał, w wejściu ujrzał radosną twarz Fabregasa i Puyola. Do ich magicznej czwórki brakowało jeszcze Bojana, ale ten na stałe zamieszkał już we Włoszech i ich kontakt ostatnimi czasy stał się bardzo ograniczony.
Cesc był jego najlepszym kumplem jeszcze z czasów gdy byli dziećmi. Ich Matki dobrze się znały i to one wspólnie wysłały ich na pierwsze zajęcia na murawie. Z Puyolem poznał się stosunkowo niedawno, ale byli równie zżyci mimo większej różnicy wieku.
-Gdzieeeee jeeest móóóójj uluuuubioooony – zwołał radośnie Cesc wchodząc do mieszkania.
-Neo nie ma – zaśmiał się Gerard zamykając drzwi – Jest z dziewczyną.
Roześmieli się głośno z Kumpla.
-Z dziewczyną – zażartował – on jest częściej z dziewczyną na spacerze niż ty z Shakirą.
Nie skomentował tego co powiedział jego przyjaciel udając, że nie zwrócił w ogóle uwagi na jego złośliwą wypowiedź.
Wyjął z lodówki piwa i postawił na barku. Nie mieli planów na dzisiejsze popołudnie, a on sam postanowił posiedzieć dziś w domu z Neo. Któego w gruncie rzeczy nie było.
-O której twoja służka się odda Ci psa – Carlos złapał za konsole i próbował pracować nad swoją podzielnością uwagi. Piwo, rozmowa i gra.
-Służka – żachnął się Pique – to mocne słowa stary...
Jak na zawołanie usłyszeli jak winda zatrzymuje się na piętrze, a chwilę później dźwięk kluczy w zamku. Cała trójka spojrzała w stronę przedpokoju w którym miała pojawić się dziewczyna z psem Gerarda.
-Dzień Dobry!- usłyszeli jej dźwięczny głos z przedpokoju, a chwilę później do salonu wparował uradowany Neo. Zatoczył dwa kółka po pokoju i ponownie zniknął – Cześć
Do Salonu weszła Jose, w rękach ściskając reklamówki.
-Cześć – odpowiedzieli chórem.
-Nie zostałam o czymś poinformowana? - spytała wchodząc do kuchni i kładąc torby na blatach.
-Skończyliśmy dziś wcześniej.
Kiwnęła ze zrozumieniem głową.
-No nic. W takim razie liczę, że zajmiecie się waszym pupilem. Kupiłam mu karmę, bo z tego co zobaczyłam już mu się skończyła – spojrzała ostrym wzrokiem w stronę właściciela. Faktycznie, miał o czymś pamiętać! - Będę się zbierać.
Pożegnała się szybko i zniknęła za drzwiami.
Dwóch jego kumpli przez chwilę wymieniali między sobą spojrzenia.
-Proszę, proszę – odpowiedział zaskoczony Cesc – liczyłem na jakąś sędziwą mamuśkę, a tu taki zaskok.
-Umówmy się Cesc- Gerard zajął miejsce na kanapie i skupił się na ekranie telewizora – ty nie myślisz.

Umówiła się z Gladem w samym centrum miasta o ósmej wieczorem. Była podekscytowana tym co planował. W smsie stwierdził, że to tajemnica i nie chciał zdradzić jej żadnych szczegółów.
Postanowiła się ubrać wygodnie, ale z klasą. Nie chciała zanadto się wychylać, bo nie mogła nazwać tego spotkania ranką. Nie śmiałaby nawet. Ale nie zaszkodzi jeśli ubierze się ładnie. Dobrego wrażenia nigdy za wiele. Kto wie, może następnym razem to będzie już prawdziwa randka.
Czekając na kelnera – bo tak go nazywała dla zabawy- wyjęła z torebki papierosa i zapaliła. Było to jedno z jej wielu głupich nawyków których nabawiła się podczas bycia nastolatką. Nie paliła często, bo tego nie lubiła, ale jak była sama zapełniała tym trochę swojego wolnego czasu.
Ulice tego wieczoru były dziwnie przepełnione i nie opuszczało ją przeświadczenie, że co ruch ktoś ją obserwuje.
-Rany – usłyszała za plecami – Wyglądasz jak rasowa modelka Jo.
Uśmiechnęła się do Glada i pocałowała w policzek. Był podobnego wzrostu co ona i równie szczupły, co akurat w jego przypadku podchodziło pod bardzo nie męskie. Mimo chłodu postanowiła dobrze wyglądać więc zdecydowała się na szpilki którymi teraz zgasiła niedopałek.
-Co mi chciałeś pokazać ? - spytała gdy ruszyli ulicą. Co chwilę przyglądała się ludziom jakby oceniając ich.
-Takie tam pomyślałem, że zdradzę ci jeden z moich sekretów, a może... - uśmiechnął się do niej ukazując równe, białe zęby – może i kilka innych.
Podjechali taksówką do jednej z Hiszpańskich eleganckich kamienic, w jednej z bogatszej kamienicy. Była tak zaaferowana całą sytuacją, że nawet nie zwróciła uwagi gdy otwierał jej drzwi do jednego z budynków.
Winda dojechała na dziesiąte piętro i wydając ciche sapnięcie otworzyła się. Nie miała pojęcia gdzie Glad ją prowadzi, ale nie miała zamiaru rezygnować. Brunet skierował się do jednych z najdalej usytuowanych na korytarzu drzwi.
-Mieszkasz tu? - spytała obserwując jak otwiera przed nią drzwi.
I nic nie było już takie same.
Do tej pory Glad zyskał w jej oczach, przede wszystkim dzięki pokrewnej sytuacji w której się znaleźli. Tak przynajmniej sadziła do czasu gdy nie zobaczyła tego apartamentu. Jego wielkość od razu ją powaliła. Przestronność i surowość wnętrza, od razu przyprawiła ją o gęsią skórkę. I może spowodowane było to faktem, że już dosyć często bywała w podobnym mieszkaniu.
Piłkarz, którego psem się zajmowała mieszkał bardzo podobnie.
-Rozgość się – powiedział kelner Glad i skierował się na chwilę do łazienki. I niby w jaki sposób. Zupełnie tu nie pasowała i czuła się bardzo niewygodnie widząc te wszystkie eleganckie, drogie meble.
-Czy jest coś o czym nie wiem? - spytała gdy mężczyzna ponownie pojawił się w salonie i sięgnął do kredensu.
-Wybacz, że tak to wyszło Jo, ale zwykle bywam nie ufny do ludzi. Przeważnie ciągnie ich do mojej kasy, a nie... do mojej osoby. Widzisz, dziś rano rozmawialiśmy o barze i naprawdę spodobał mi się ten pomysł.
-Jesteś nadziany! - jęknęła po czym zatkała dłonią usta. Wcale nie planowała tego powiedzieć.
-Mój ojciec jest, ale wolę pracować jak każdy . Słuchaj, naprawdę chciałbym zaproponować ci tą współpracę. Jose, chciałabym, żebyś pomogła mi w otworzeniu restauracji.
Nie zbyt wiedziała jak ma na to zareagować. Faktycznie, rano w restauracji Glad poruszył ten temat, ale dopiero teraz, stojąc w salonie tego bogatego człowieka poczuła, że ten temat jest faktycznie realny.
-Wiesz, trochę mnie zaskoczyłeś... - powiedziała upijając łyk wina które postawił przed nią – Tak naprawdę myślałam, że zaprosiłeś mnie tutaj... że my... że no...
Zająknęła się lekko speszona i spuściła wzrok. Miała co najmniej inne mniemanie na temat dzisiejszego wieczornego spotkania.
-że co my? - Glad z uśmiechem starał się kontynuować rozmowę, jednak dopiero chwilę później najwyraźniej zrozumiał – Matko, Jose strasznie Cię przepraszam...
Pomachała głową i uśmiechnęła się.
-To, ja przepraszam, strasznie głupio musi to brzmieć...
-Nie na serio! - podniósł się z fotela i zaczął krążyć – faktycznie mogłaś pomyśleć, że zapraszam cię... po coś więcej.
Była tak skrępowana, że nie wiedziała gdzie podziać wzrok.
-Rety Jo – usiadł obok niej – To głupie, ale jest jeszcze jedno o czym powinnaś wiedzieć.
Spojrzała na niego uważnie.
-Jest mi głupio nie dlatego, że pomyślałaś coś o nas, ale dlatego, że tak nigdy nie będzie – powiedział, ale nie do końca wiedział czy go rozumie – Jestem gejem Josefine.
Dopiero teraz zobaczyła jak całe powietrze uchodzi z jego twarzy. Przez chwilę jej mózg rozpracowywał to co powiedział, a potem roześmiała się głośno.
-Co Cię tak śmieszy.
-My – jęknęła wycierając łzę – To jest tak śmieszne, że aż głupie. Strasznie się ciesze, że jesteś Gejem.
Tak naprawdę kamień spadł jej z serca. I nie miała pojęcia dlaczego, skoro jeszcze godzinę temu naprawdę liczyła na coś więcej. W tej jednak chwili liczyło się to co usłyszała. Glad był bogatym gejem. Miał ojca biznesmena, który nie akceptował jego odmienności i żył na własną rękę. No może wspomagając się trochę rodzicielską zapomogą, ale był całkowicie taki jak go poznała w barze.
-Dobrze Glad – powiedziała gdy go uściskała i gdy skończył opowiadać jej historię swojego życia – Nie jestem w stanie pomóc bardzo finansowo, ale mam nadzieję, że moja nie tęga głowa coś tu zdziała. Chętnie poprowadzę z tobą tę restaurację.
Brunet uśmiechnął się szeroko.
-Ja też się cieszę wspólniczko – powiedział i wspólnie uścisnęli sobie ręce na znak zawartej współpracy.




Postanowiłam jednak trochę ubarwić postać Glada i w następnym rozdziale rozbudować trochę jego wizerunek geja. Glad to trochę jak mój prywatny przyjaciel którego nie mam. Jest kochany i taki z krwi i kości. Wątek znajomości Jo i Gerarda troszeczkę rozpocznę w następnym rozdziale, ale żeby zaczął na dobre się rozkręcać potrzebuję jeszcze kilku rozdziałów.

Wczoraj była 13 rocznica gry Ikera w RM <3

 

środa, 5 września 2012

2. Testament spisałam - jest w nocnej szafce.


Poprosiła by napisał jej w jakim szpitalu leży, ponieważ czuła się w obowiązku go odwiedzić.
Tak też zrobiła z samego rana. Gdy tylko wyprowadziła psa na spacer, udała się spacerkiem w stronę szpitala, po drodze kupując dwa kubki kawy i poranną gazetę. Nie miała zamiaru robić z tego jakiejś afery, bawić się w kwiaty, ani nic specjalnego.
-Dzień dobry – zameldowała gdy weszła do sali szpitalnej, po tym jak dało się jej już wymusić informacje o odpowiednim numerze – masz tu niezłą obstawę. Musiałam się przedrzeć siłą...
Postawiła dwa parujące naczynia na nocnej szafce, a obok gazetę.
Glad wyglądał na wyspanego. Duża ilość czasu wolnego na pewno mu nie ujmowała, ale duży siniec pod lewym okiem, a i owszem. Roześmiała się na widok rozciętego łuku brwiowego zszytego w kilku miejscach oraz napuchniętej ogromnej wargi.
-Wyglądasz jakbyś się ostro całował – puściła mu oczko.
-Tak, to była orgia – przytaknął z uśmiechem.
-Właściwie to co się tam stało? - spytała rozsiadając się w fotelu naprzeciwko łóżka i sącząc kawę.
Przez dłuższą chwilę opowiadał jej o zamieszaniu w barze, ale szybko zmienił temat.
-A jak praca?
Uśmiechnęła się radośnie na myśl o owczarku Niemieckim.
-No przecież nie mogę narzekać! Neo jest bardzo grzeczny i nawet mnie wczoraj odwiedził. Spędzam z nim aż nadto czasu.
-Za to Ci płacą – wzruszył ramionami.
-To coś innego – pokręciła głową – Aż mi go szkoda, jak sobie pomyślę, że ten jego właściciel się nim nie zajmuje.
-wiesz kto to przynajmniej jest?- spytał na co na chwile się zamyśliła.
-Właściwie to nie. Zresztą, jak widzisz, dzisiaj mam wolne, Pan wrócił z wczasów i przez jeden dzień ma dla niego czas.
-Może weź go do siebie na stałe – zaśmiał się radośnie – Co to za różnica?
-Chociażby w zarobkach – odpowiedziała mu z uśmiechem.

Nie miała na dzisiejszy dzień żadnych planów. Planowała odpocząć od natłoku atrakcji z minionego tygodnia, w którym główną role grał oczywiście Owczarek. Ogromne psisko robiło swoją osobą strasznie dużo namieszania co sprawiało, że czuła się wykończona.
Kilka nocy temu na przykład w nocy obudził ją telefon, a chwilę później na sekretarce dało się słyszeć nagranie z osiedlowej firmy ochroniarskiej, że jako osoba odpowiedzialna za psa ma natychmiast się tam stawić. Cóż miała zrobić, oczywiście, że pojechała i nie ważne że była godzina pół do trzeciej w środku nocy. Problemem był tu Neo który postanowił wyć. Zabrała go wtedy do siebie i reszte nocy pupil spędził rozwalony na jej łóżku, a ona na kanapie.
Postanowiła zatrzymać się w Parku Gille, usytuowanego nieopodal centrum miasta. Zajmując miejsce na trawie, wyciągnęła książkę i pozwoliła by promienie letniego słońca lekko muskały jej skórę.
Nadchodziło mocne i gorące lato, powodując, że na ulicach robiło się dużo tłoczniej i szumniej. Ludzie na dobre zagościli na ulicach chcąc jak najwięcej czasu spędzać na świeżym powietrzu.

-To nie jest śmieszne Cesc – zawołał przez telefon starając się wyrównać oddech po długim i męczącym biegu. Telefon przyjaciela spowodował, że musiał przerwać bieg i skupić się na tym co mówi – Słuchaj, nie mogę teraz rozmawiać, jestem na spacerze z Neo. Zadzwoń później to się zastanowię.
Starał się Utrzymać telefon przy uchu, w rękach mając butelkę mineralnej wody oraz wyrywającego się wszędzie Neo.
-Neo mi zaraz urwie rękę! - zagrzmiał gdy kumpel chciał mu jeszcze dopowiedzieć kilka słów – Uhm... Tak, tak...
Neo ewidentnie nie chciał czekać na swojego pana. Gdy biegał był równie skupiony co właściciel, ale gdy tylko przerwali zaczął go interesować cały świat. Zapachy, zwierzęta... i ludzie.
-Stój! - ryknął Pique gdy tylko owczarek wyrwał smycz z jego dłoni i puścił się biegiem.
-Kończę! - rozłączył się i również zaczął biec. Nie miał pojęcia gdzie mógł polecieć ten wariat, ale tłum w parku był dość gęsty i wiedział, że to ogromne psisko i pełna samowolka nie wróżą nic dobrego.
Dostrzegł jak rozpędzony Neo biegnie przez park między drzewami. Nawet nie miał pojęcia co ma zrobić – pierwszy raz pies takie coś mu odwalał.
Ruszył za nim pędem obserwując jak owczarek zatrzymuje się centralnie na osobie leżącej na trawie.
-Matko boska! Strasznie przepraszam! - dorwał psa i odciągnął go od kobiety.

Jose dosłownie przylgnęła do ziemi pod ciężarem wielkiego cielska psa. Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje jednak chwilę później poczuła ogromny mokry język na swojej twarzy.
-Neo przestań! - zawyła starając się odepchnąć psa.
-Matko boska! Strasznie przepraszam! - usłyszała nieopodal, a chwilę później pies został z niej ściągnięty siłą. Odgarnęła włosy z czoła i podniosła się do pozycji siedzącej. Zobaczyła wyciągniętą do siebie dłoń, dlatego skorzystała z pomocy i wstała, otrzepując przy tym ubranie.
-Nic się nie stało – powiedziała nachylając się do psa który nieprzerwanie wyrywał się właścicielowi – Neo! Spokój!
Pies przekręcił łep i spojrzał na nią jak zaczarowany.
-Jak... - spojrzała na zdezorientowanego mężczyznę – Znacie się?
Mężczyzna wyglądał naprawdę na zaskoczonego i nie wiadomo czym bardziej. Faktem, że w jednej chwili pies się uspokoił czy dlatego, że zwróciła się do niego po imieniu.
-Jestem Jose – kiwnęła głową uśmiechając się lekko i wyciągając rękę w jego stronę. Był bardzo wysoki co od razu wprawiło ją w dobry nastrój ponieważ ona sama należała do bardzo wysokich kobiet, przez co dosięgał ją często kompleks w tej kwestii. Poza tym wyglądał naprawdę... dobrze. Miał na sobie krótkie spodnie od dresu, t-shirt i okulary słoneczne. No i ten zarost... - Opiekuję się Neo gdy pan... jest nie obecny.
Kiwnął lekko głową powoli rozumiejąc całą sytuację.
-Jestem Gerard – otrząsnął się i zreflektował się ściskając jej rękę – Jest mi strasznie głupio. On nigdy się tak nie zachowuje.
-Spędzamy ze sobą dość dużo czasu – przytaknęła uśmiechając się – Właściwie u mnie w domu już się prawie zadomowił.
Zrobiło mu się głupio, bo właśnie dziewczyna potwierdziła, że jego psu brakuje jego właściciela.
Przyjrzał się jej uważnie. Była bardzo wysoką brunetką o słodkim uśmiechu. Ściągnął okulary z nosa i zaczepił na koszulce.
-Jesteś piłkarzem prawda? - Zmrużyła oczy rozpoznając w nim sportowca. Uśmiechnął się zadowolony z tego, że wiedziała kim jest więc kiwnął głową – Ale uprzedzam, nie znam się na piłce.
Zaśmiał się donośnie.
-Szkoda, już myślałem – złapał Neo za obrożę – masz ochotę na spacer?
Kiwnęła głową przytakując.
-Ale ja go poprowadzę – złapała za smycz i ustawiła psa przy boku.

Spacerowali dobrą godzinę. Początkowo nie chciała zbyt wiele o sobie opowiadać. Głupio to wyglądało. Nadziany piłkarz z kupą forsy w kieszeni i dziewczyna bez grosza, która dorabia sobie poprzez wychodzenie z psem na spacery.
-Nie chcę by wyglądało to tak, że się nim nie zajmuję – powiedział Gerard gdy mijali ludzi. Raz po raz zaczepiany przez kolejnych uśmiechał się do fotki lub by dać autograf – Uwielbiam Neo, ale nie mogę go zabierać wszędzie.
-Dlatego masz mnie – uśmiechnęła się. Czekała aż kilku panów skończy sobie robić fotkę z jej towarzyszem.
-Na czym skończyłem? - dołączył do niej, ale znowu u jego boku pojawiły się dwie kobiety. Był w stanie na nich wszystkich nakrzyczeć. Chciał dokończyć z nią rozmowę, ale co chwilę im przerywano – chodź!
Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę swojego samochodu stojącego nieopodal. Otworzył drzwi i wpuścił Neo do środka.
-Wsiadaj -wskazał na miejsce obok kierowcy, ale dziewczyna zamrugała kilkakrotnie – Przecież cię nie zjem. Neo na pewno mi nie pozwoli.
Nieco zdziwiona wsiadła.
-To strasznie krępujące gdy się tak wokół ciebie kręcą – przyznał i odpalił silnik – pozwolisz, że wpadnę do domu i się przebiorę. Neo przerwał mi bieganie...
Kiwnęła głową chociaż wcale tego nie planowała. Nie myślała, że to popołudnie spędzi w towarzystwie najbardziej rozchwytywanego piłkarza i jego psa.
Wchodząc do mieszkania, piłkarz od razu skierował się w stronę łazienki. Była tu wiele razy dlatego od razu skierowała się do salonu, spuszczając psa ze smyczy.
Zajęła miejsce na kanapie czekając na mężczyznę. Wsłuchiwała się w odgłos prysznica i dźwięk poruszania się po łazience. Co ona tu właściwie tu robi? Pogłaskała ogromną mordę Neo spoczywającą na jej kolanach.
-Napijesz się czegoś? - Gerard pojawił się w salonie ubrany i spojrzał na swojego psa łaszącego się do dziewczyny – Neo wstydź się, ta pani nie jest w twoim stylu...
Roześmiała się.
-Dziękuję, sama się obsłużyłam – wskazała brodą na szklankę stojącą na małym stoliku.
Kiwnął głową, nalał sobie soku i usiadł w fotelu naprzeciwko.
-Bardzo Cię polubił.
-Ja jego też, chociaż kilka dni temu, w nocy zalazł mi za skórę. Wzywali mnie bo wył pół nocy – zaśmiała się, a Gerard zmarszczył czoło – Ale za to mi płacisz...
Wywrócił oczami gdyż to określenie było mu bardzo nie w smak.
-Nie uważasz, że to śmieszne? Dziś w południe, mój pies dopadł cię na spacerze, bo cię uwielbia? A my się nawet nie znamy? Co lepsze pewnie za jakiś czas nie będzie wiedział kim ja w ogóle jestem!
Pogłaskał futrzany łeb.
Ich rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Josefine dopiero teraz dostrzegła która jest godzina. Gdyby nie gość nie potrzebnie by się zasiedziała. W hallu usłyszała radosny, kobiecy głos. Zebrała swoje rzeczy i skierowała się w ślad za właścicielem domu.
-Cieszę się, że cię... - blondynka obejmująca piłkarza zdziwiona przystanęła i spojrzała wyczekująco na swojego partnera.
-Sha, to panna...
-Mayte – zreflektowała się brunetka, która od dłuższego czasu stała jak porażona prądem. Nie była przygotowana na takie coś, a sama świadomość, że naprzeciwko niej i to jeszcze w odległości dwóch metrów stoi kolumbijska piosenkarka wprawiła ją w całkowite zakłopotanie – Jose Mayte.
-Mayte – dokończył i podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście – zajmuje się Neo podczas mojej nieobecności.
Blondynka uniosła swoje idealne brwi do góry i zlustrowała ją wzrokiem.
-Ale dzisiaj jesteś – uśmiechnęła się i objęła go ramieniem.
Brunetka zarzuciła torbę na ramię.
-Ja będę się zbierać – skierowała się do wyjścia – Jutro zajmę się Neo tak jak zwykle do 14.
Kiwnęła im głową na pożegnanie i wyszła na zewnątrz. Gdy drzwi do mieszkania się za nią zamknęły wypuściła całe powietrze z płuc opierając się o zimną ścianę. Nigdy więcej nie chce takich przeżyć.
Wyciągnęła telefon i uruchomiła „nową wiadomość”

To: barman Glad
Time: 15:59

Jezu, przeżyłam właśnie spotkanie ze swoim pracodawcą. Testament spisałam – jest w nocnej szafce. Jo


_______________________________________
Jestem z tego rozdziału nawet zadowolona. Przynajmniej bardziej niż z tego na pepita-cruz no, ale... Czekam na opinie bo są dla mnie naprawdę ważne. 

No i poszukuję jakiegoś ładnego nagłówka. Chciałabym by był w tematyce Pique'owskiej ;) Znacie jakieś fajne blogi? Bo samej to dużo roboty i nie mam kiedy 


E D I T 08-09-2012; 22:26
Jak widzicie powstał tymczasowy szablon ;)