poniedziałek, 31 grudnia 2012

Epilog: Love out of lust

[M U S I C]

Stadion aż gotował się z emocji. Wygranie tegorocznej Ligi stało się rzeczywistością i teraz kiedy to wszyscy reprezentanci, rodziny, pracownicy Barcelony wypłynęli na boisko by świętować zwycięstwo nikt nie myślał o tym co będzie jutro. Cieszył się jak wariat, biegając między kumplami, ściskając wszystkich i płacząc ze szczęścia. Wszędzie wkoło było mnóstwo serpentyn, muzyka grała, kibice krzyczeli i świętowali razem z nimi.
Za linią boiska dostrzegł Daniellę. Stała i z uśmiechem przyglądała się jak jej narzeczony świętuje zwycięstwo. Przy jej nogach stało nosidło, z którego wyglądało maleństwo, które przyszło na świat zaledwie dwa miesiące temu. Chwilę później jego najlepszy przyjaciel podszedł do niej i pocałował mocno. Kilku fotografów dopadło parę aby zapozowali z dzieckiem do zdjęcia.
Odszukał wzrokiem blond włosy. Poczuł jak ktoś stuka go w ramię i z uśmiechem na ustach odwrócił się by stanąć twarzą w twarz ze swoją dziewczyną. Wyglądała ślicznie. Ubrana w płaszczyk i elegancki sweterek, który oprócz ochrony przed delikatnym mrozem był również sposobem na zatuszowanie jej obecnego stanu - wyglądała naprawdę uroczo.  Zobaczył jej ogromne oczy, a chwilę później oplotła jego szyję i pocałowała. Wiedział, że poszła cała seria zdjęć uwieczniających ten moment i w gruncie rzeczy cieszył się, bo wiedział, że Jose nie była zbyt chętna do publicznych wystąpień. Media do tej pory nie wiedziały również o tej jednej, właściwej sprawie.
Oderwał się od niej i nadal nie wypuszczając jej z objęć dotknął policzków. Czuł, że serce mu zaraz wystrzeli z emocji.
-Byliście niesamowici – powiedziała gładko. Jej słowa sprawiły, że poczuł się jeszcze bardziej dumny i wiedział, że nie chce jej już nigdy wypuścić ze swoich rąk. Jose wyciągnęła dłonie i położyła na jego policzkach. Dotknął wargami jej warg. Nie obchodziło go to, że właśnie stali na środku murawy, w tłumie piłkarzy i mnóstwa pracowników, a także kilkuset tysięcy kibiców z całego świata.
-Przepraszam – powiedziała, na co lekko się zdziwił – przepraszam, że do tej pory ci tego nie powiedziałam. Strasznie cię kocham…
Dotknął jej ust swoimi wargami. Te słowa wywołały w nim jeszcze większą euforię niż puchar który jeszcze kilka minut temu dzierżył w dłoniach. Zdawał sobie sprawę, że te słowa były dla niej czymś więcej i że naprawdę musi go kochać. Złapał ją za ramię i pociągnął w stronę tłumu. Dobiegł do grupki swoich kumpli z drużyny, którzy właśnie rozmawiali z kilkoma dziennikarzami. Przepchnął się przed nich i przyciągnął do siebie dziewczynę. Objął ją ramieniem.
-Nie Gerard, proszę – zaśmiała się, kiedy nachylił się i wyszeptał jej na ucho kilka słów, które wywołały w niej salwę śmiechu tak, że ukryła twarz w jego ramieniu.
-Właśnie tak – zawołał w stronę kamery – Chcę by cały świat wiedział, że moje dzisiejsze zwycięstwo dedykuję tej o to dziewczynie!
Z zewnątrz dobiegło jeszcze kilka innych kamer i aparatów. Wiedział, że to całkowita nowość i wisienka na torcie do dzisiejszych nowości. Mimo, że media doskonale już zdążyły przyłapać ich razem, nigdy nie upublicznił tego związku oficjalnie. Chciał aby ich związek pozostawał tylko i wyłącznie ich. To, że stał z nią teraz przed kamerą w towarzystwie swoich kumpli z drużyny było jedną z najbardziej szalonych rzeczy które zrobili wspólnie.
-Kocham ją jak wariat! – zawołał ponownie. Było to swojego rodzaju związanie ich z całym światem. Informacja, że Jose jest z nim, właśnie trafiała do całego świata i nie minęły jeszcze nawet dwie minuty. Wszystko działo się w ciągu ułamków sekund. Wszędzie wokół dało się słysześć gwizdy kumpli, którzy doskonale odnajdywali się w roli tła zakochanej pary.
-Twoja kolej Jo – zawołał do niej, a ona uśmiechnęła się nieśmiało. Po chwili jednak nadal nie odrywając się od ramienia piłkarza pozwoliła sobie na podniesienie długiego sweterka, odsłonięcie płaszcza i ukazanie pokaźnie zaokrąglonego już brzuszka.
Media wokół zawrzały, a on nie przestawał śmiać się do kamery. Pocałował dziewczynę, która również nie przestawała się śmiać, a kumple dodali wszystkiemu oprawy. W gruncie rzeczy wszyscy wiedzieli już o tym, że nie długo zostanie ojcem, ale nie szersza publiczność.
-Za nie całe trzy miesiące, urodzi się nasz syn Rocco – zawołał – I będzie równie zdolnym piłkarzem co jego tatuś!

______________________________________
To koniec moje drogie ;)
Właśnie skończyłam pisać ostatnie zdania w tym opowiadaniu i czuję się strasznie z tego zadowolona. Naprawdę. To moje pierwsze… zakończone (było już ich kilka) opowiadanie i myślę, że nie poszło mi aż tak źle. Dlatego również postanowiłam, że to będzie historia z happy endem.
Od teraz pojawiać się będę tylko na [pepita-cruz] chociaż i na tym blogu zostało mi raptem kilka rozdziałów do końca.
To tyle ;)


Kilka faktów z życia Josefine Mayte:

-Jo miała czterech braci i do dziewiętnastego oku życia wychowywała się jedynie z ojcem. W późniejszych latach nie utrzymywała z nimi jednak kontaktów.

-Uwielbiała psy i w swoim życiu oprócz Neo miała jeszcze trzy inne szczeniaki.

-Restauracja Glada i Jo stała się popularna za sprawą piłkarzy którzy z ogromną chęcią zaglądali do lokalu, jakiś czas później miejsce to przekształcono na restaurację, poświęconą Blaugranie.
-Glad zginął w wypadku samochodowym dwa lata po poznaniu Jose, która od tamtej pory, stała się jedyną właścicielką dorobku który wspólnie stworzyli.

-Trzy lata po narodzinach Rocco, Gerard Pique szykując się w szatni na trening, odnalazł w swojej sportowej torbie niespodziankę w postaci dziecięcych bucików. Dwóch par.

-Chociaż Gerard oświadczył się Jose dwa lata po tym jak się poznali i byli ze sobą już zawsze - nigdy nie wzięli ślubu.

-Jose nigdy nie nauczyła się rozmawiać przez telefon.

-Miała dwadzieścia cztery lata kiedy urodziła Rocco, dwadzieścia siedem gdy urodziła dwóch chłopców – Eloy’a i Tacito, a trzydzieści siedem gdy na świecie pojawiła się dziewczynka - Sal.

-Shakira nie była nigdy w ciąży. Były to jedynie plotki mediów, które same wykreowały ten stan piosenkarki.

-W czasie trzeciej ciąży Josefine i Gerard rozstali się, ale ponownie zeszli jeszcze zanim urodziła. 

A tym czasme zapraszam

niedziela, 30 grudnia 2012

17. Ja ją jeszcze bardziej niż polubiłem


Bardzo ważne. Aby miało sens czytajcie całość. Od deski do deski. 
-------------------

Chyba jakaś część mnie wiedziała, że to się wydarzy, jak tylko go ujrzałam. Nie chodzi o coś co powiedział albo zrobił. To było uczucie, które się wtedy pojawiało. I... szalone jest to, że nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek tak się poczuję. A nie wiem, czy powinnam. Wiedziałam, że jego świat poruszał się zbyt szybko i płonął zbyt jasno. Ale pomyślałam, jak diabeł może popychać cię do kogoś kto tak bardzo przypomina anioła, gdy się do ciebie uśmiecha? Może on to wiedział, gdy mnie zobaczył. Pewnie po prostu straciłam równowagę. Chyba najgorszym uczuciem, nie była strata jego, to była strata mnie*

Przeklęła się w myślach siadając na podłodze mieszkania Glada. Odkąd powiedział jej, że może pomieszkać  u niego póki on będzie za granicą nie wychodziła nawet do pracy. Załatwiała wszystkie sprawy przez komputer. Jej telefon nieruszony leżał na kanapie od kilku dni mrugając nieprzytomnie i upominając się o podłączenie do baterii.
Co kilka godzin dźwięk dzwonka niósł się echem po mieszkaniu eleganckiej willi, a ona obserwowała wibrujące urządzenie nie reagując.
Wszystko strasznie się jej skomplikowało. Nie była wymagającą osobą. Pracowała wytrwale od dziewiętnastego roku życia nawet w najgorszej robocie, ale Bóg w końcu  łaskawie ją wynagrodził Gladem. Dlaczego jednak wszystko miało znowu podupaść?
Usłyszała pukanie do drzwi, jednak nie miała siły się nawet ruszyć. Od tygodnia męczyło ją jakieś choróbstwo, najpewniej przez przemęczenie i nerwy które ostatnimi czasy strasznie szarpały jej myśli. Pukanie nie ustępowało, dlatego postanowiła, że w końcu otworzy chociaż  nie wiedziała kogo może spotkać w wejściu. Jakież było jej zdziwienie kiedy w progu dojrzała niską brunetkę, wraz ze swoim partnerem.
-Jak ty wyglądasz? – dziewczyna westchnęła wchodząc do środka i ciekawie rozglądając się po mieszkaniu. Była nie co zdezorientowana, ale pozwoliła aby para weszła do eleganckiego mieszkania – Nieźle tu.
-Co tu robicie? – spytała. Nie miała okazji rozmawiać z nimi od jakiegoś czasu i czuła, że brakowało im tego, ale z drugiej strony chciała spędzić te kilka dni sama. Wiedziała, że w tej chwili nie prezentowała się najlepiej. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Od paru dni ciężko spała i nie mogła znaleźć sobie miejsca.
-Jutro wesele i przyszłam cię ogarnąć…
-Nie idę – powiedziała bardziej do siebie niż do nich i zajęła miejsce na kanapie. Oczywiście nie myślała nad tym. Skoro powiedziała Gerardowi, że chce być sama zaproszenie na ślub musiało być w końcu anulowane.
-Nawet tak nie mów dziewczyno – powiedział Fabregas zajmując miejsce w fotelu. Wyglądał tak jak zawsze, ale teraz urody dodawała mu jeszcze lekko zapuszczona broda.
Daniella obserwowała ją bacznie i wiedziała, że na pewno chodziło o jej wygląd.
-Wyglądasz jak siedem nieszczęść.
-Choruję – mruknęła niezadowolona. Doskonale zdawał sobie sprawę, z bladości która towarzyszyła jej ostatnimi czasy oraz z niezdrowego rumieńca na twarzy.  Dawno się tak nie czuła. Wykończona, jakby ktoś wywinął jej całe wnętrzności na drugą stronę.
Oparła głowę i zamknęła oczy.
-Słuchaj wszystko już za daleko zaszło – ciszę przerwał głos chłopaka. Podniosła głowę i unosząc brwi spojrzała na niego zdziwiona. Wiedziała co ma na myśli – On szaleje za tobą, ty za nim. Mała sprzeczka i tyle. Pogodzicie się i wszystko wróci do normy.
-Nic nie rozumiesz Cesc – warknęła w końcu. Była zła na to, że przyszli i chcieli bawić się w swatów, ale z drugiej strony tak bardzo potrzebowała się wyżalić. Zwykle swoje żale zostawiała dla siebie, ale tym razem czuła się jak w jakimś głupim filmie
– to ja odbiegam od normy – powiedziała w końcu.
Nie miała siły tłumaczyć im o co chodzi. Wiedziała jednak, że aby wszystko zaczęło mieć ręce i nogi nie uniknie tej rozmowy, w tym przypadku z nimi jak i z samym Pique. Dwójka przyjaciół obserwowała ją bacznie.
Czas najwyższy powiedzieć im prawdę. Wiedziała, że to będzie dla niej bardzo trudne. Zawsze żyła sama i nie musiała z nikim dzielić się swoimi sprawami, ale teraz los kazał jej zaufać.
-Gerard bardzo się o ciebie martwił przez ten czas. Nie dawałaś znaku życia – powiedziała Dani siadając obok niej.
-Musiałam wszystko przemyśleć – powiedziała i podniosła się – Widzicie, wszystko potoczyło się inaczej niż myślałam.
Krążyła przez chwilę po salonie i układała w głowie to co chciała powiedzieć.
-Jestem chora – zatrzymała się i przeczesała dłonią włos, po czym uśmiechnęła się lekko – Aczkolwiek, do tej pory traktowałam to jako jakąś moją ułomność. To moja rodzina zrobiła ze mnie wariatkę.  Gdy miałam dwa lata, psycholog stwierdził u mnie zaburzenia osobowości.
Spojrzała na przyjaciół którzy nie przerywając jej czekali na kontynuację.
- Właściwie było mi z tym całkiem wygodnie. Żyłam w swoim małym świecie, aż tu nagle poznałam was. Przez większość swojego życia czułam się bezpiecznie, bo zasłaniałam się chorobą. To chyba siła sugestii. „Nie jestem w stanie stworzyć większych relacji z drugim człowiekiem, nie jestem w stanie mieć racjonalnych uczuć. Jestem osobą bardzo indywidualną. Nawet kontakt wzrokowy sprawia mi dużą trudność. Jest też kilka innych rzeczy o których nie chcę teraz mówić. I wiedziałam, że żyjąc w swoich zabudowanych schematach nikt mi nigdy nie wejdzie w drogę.
Zamilkła widząc jak Dani uśmiecha się pod nosem.
-I? Raczej nie wyglądasz mi na jakąś totalną wariatkę…
- Dzięki Dani. Chyba fakt, że sądziłam, że nie jestem w stanie z nikim być w bliższych stosunkach sprawił, że strasznie się tego przeraziłam, kiedy okazało się, że ktoś naruszył moją barierę.
-To fantastyczne! – zawołała wybijając ją nieco z tropu – Jesteś jeszcze bardziej pokręcona niż myśleliśmy. I Gerard będzie szalał za tobą jeszcze bardziej. Myślę, że czas najwyższy mu to powiedzieć.
Pokręciła głową nieco zmieszana.
-To nie jest coś o czym powinien wiedzieć. Jestem tylko przeszkodą, której nigdy nie damy rady przeskoczyć. Nie taka jest moja rola w tej historii. Gerardowi wszystko się pomieszało.
-A tobie? – Dani podeszła do niej i ją przytuliła.
-A ja jestem jakimś pieprzonym schematem…
-Nie mów tak – Brunetka zaprzeczyła głową i odwróciła się na pięcie – Cesc, daj telefon.
Piłkarz który do tej pory siedział raczej milczący wyciągnął aparat z kieszeni i podał narzeczonej, która po chwili grzebania w nim podała go dziewczynie. Jose obserwowała w milczeniu co robi jej przyjaciółka  która po chwili podała jej telefon.
-Co robisz? – blondynka ponownie pobladła i odsunęła od siebie słuchawkę – Nie dzwoń do niego…
-Owszem, Dzwonię – uśmiechnęła się chytrze – Czas najwyższy, żebyś przestała myśleć o sobie jako ktoś kto ma jakieś problemy. Pierwszy krok to pokonanie strachu przed telefonem.
-Nie, wiesz, że nie umiem. To właśnie przez to, że mam problemy,  nie umiem rozmawiać przez telefon!
-Tylko dwa zdania… - zawołała brunetka, nie dając się przekonać. W słuchawce pojawił się sygnał, co strasznie ją przeraziło, a już po chwili usłyszała w nim głos Pique.
-Cześć Gerard, tu Dani i Jose – zawołała dziewczyna, a blondynka ukryła twarz w dłoniach.
-Jose! Dobrze, że jesteś! Chcę pogadać słyszysz?  Dzwonię do ciebie od tygodnia.
Ponownie pokręciła głową czując, że  nawet nie jest w stanie wykrztusić z siebie zdania. Poczuła jak brunetka szturcha ją w ramię zmuszając do chociaż kilku słów.
-Taa  - wydukała w końcu przez zęby za co Daniella poklepała ją w ramię – Jestem u Glada.
-Wiem Jo – usłyszała przerwę w jego głosie. Podniosła wzrok i spojrzała na Semaan – Jestem już na dole. Dani mi napisała  smsa jakieś pół godziny temu.
Posłała dziewczynie piorunujące spojrzenie, na co ta się tylko uśmiechnęła radośnie. 

***

Uśmiechnął się widząc jej zgrabną sylwetkę. Ubrana w elegancką sukienkę stała u boku Danielli i obserwowała całą imprezę. Sama uroczystość zaślubin w rodzinie Pique przebiegła bez problemów. Para młoda złączyła się węzłem małżeńskim w eleganckiej kapliczce, a następnie goście wraz z rodziną udali się do rodzinnej posiadłości gdzie w ogrodzie pod specjalnymi namiotami odbyć się miało wesele. Jego wzrok nie wypuszczał jej ze swojego zasięgu. Wyglądała perfekcyjnie i czuł się strasznie dumny z tego, że udało mu się ja przekonać, aby pojawiła się tego wieczora na ślubie jego brata.
Wczorajszego wieczora, kiedy to pojawił się w domu Glada – jej współlokatora, wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj. Nadal widział jej zmęczoną twarz i zapuchnięte oczy, ale dziewczyna jego przyjaciela postarała się, aby Jo czuła się dzisiejszego wieczora bardziej komfortowo. Wiedział, że Mayte nie czuła się ostatnimi czasy najlepiej, ale bardzo mu zależało aby pojawiła się na tej uroczystości.
-Gerard kochanie – zawołała jego matka i łapiąc go za ramię pociągnęła do tańca – Powiesz mi coś o tej swojej nowej dziewczynie?
-Cieszę się mamo, że tak szybko ją polubiłaś – uśmiechnął się i pocałował kobietę w policzek.
-Trudno jej nie lubić – zawołała kobieta i pogłaskała go po policzku – To taka miła dziewczyna, naprawdę spokojna. Jesteście już parą?
Czy byli parą? Nie był w stanie tego określić, brakowało mu oficjalnego potwierdzenia ze strony blondynki, ale był w stanie poczekać i dać jej jeszcze trochę czasu na decyzję. Wczoraj gdy tylko ją zobaczył uśmiechnął się i przytulił mocno. Niczego od niej nie chciał. Jedyne co jej powiedział, to fakt, że choćby miała się zastanawiać jeszcze milion lat, on poczeka bo wie, że prędzej czy później się w nim zakocha. Dostał za to od niej po głowie. Cały czas utrzymywała, że jest zadufanym w sobie bucem.
A potem ze zmęczenia zasnęła na kanapie.
-Dopiero zdobywam jej serce – zażartował, ale matka pokiwała głową.
-Dalej jesteś jak dziecko Geri.
Skończywszy tańczyć zajął miejsce bliżej pary młodej. Teraz to jego brat postanowił zatańczyć z matką. On zaś odnalazł wzrokiem, blondynkę.
-Daniela wygląda idealnie – zawołała panna młoda jakiś czas później. Była raczej drobną osóbką której zawsze wszędzie było pełno. Jego brat i Pris znali Fabregasów od jakiegoś czasu. Cesc i on od małego się przyjaźnili więc nie było to raczej niczym nowym, że i Daniellę szybko polubili  – Ona i twoja towarzyszka ubarwiają tą uroczystość.
Przytaknął.
-Jose faktycznie zachwyca – powiedział i uśmiechnął się do kobiety – Wiesz Pris, może i to płytkie, że dopiero co byłem z Shakirą, a teraz wiążę się z nią, ale czuję, że mi to nie przeszkadza. Szaleję za nią, a mam tyle lat, że spokojnie mogę sobie na to pozwolić...
-Ja to wiem – kobieta przytaknęła. Nieco go zdziwiła tym spostrzeżeniem . Czasem miał wrażenie, że dziewczyna jest mu bardzo bliska, znali się już kilka lat i chociaż obecnie jej mąż, a jego brat nie widywał się z nim tak często to od zawsze ją lubił– Jest inną osobowością. To dobra dusza Gerard. Wiesz, to śmieszne, ale pamiętasz jak przyjechaliśmy, a ty powiedziałeś, że to twoja dziewczyna, a ona się tak obraziła?
Przytaknął.
-Nie byliście parą prawda?
Roześmiał się i pokręcił głową.
-Była na mnie wściekła, myślałem, że wydłubie mi oczy.
Obserwowali wspólnie jak Jose przytula się z uśmiechem do Danielli, a następnie porwana przez jakiegoś gościa tańczy.
Przedstawił ją dzisiaj rodzicom. Jego ojciec w między czasie spytał się nietaktownie co z Shakirą, ale dość szybko się poprawił. Ona zaś pozostawał tą samą śmieszną Jose którą poznał te kilka miesięcy temu. Tą zachowawczą i uśmiechniętą. Wróciła do swojej poprzedniej bariery i udawała, że między nimi nic nie ma, chociaż doskonale widział jak reagowała kiedy to złapał ją za rękę, czy lekko musnął jej skórę. 
-Jeszcze nie podjęła ostatecznej decyzji – powiedział, nie odrywając wzroku od blondynki – Ma z tym mały problem, ale wiem, że prędzej czy później…
-Wypadało by – przerwała mu -  Jose, to kobieta, którą trzeba się opiekować. Mówiłeś, że jest osobą która o siebie zawsze zadba, ale ona potrzebuje kogoś kto będzie lubił z nią spędzać czas, a ty jesteś w tym dobry. Jesteś szalony bardziej niż ktokolwiek inny i wiem, że to w ten sposób zdobyłeś jej serce.
Bardzo ją polubiłam…
Westchnął.
-Ja ją jeszcze bardziej niż polubiłem – przytaknął i uśmiechnął pod nosem. Taka była prawda – Zakochałem się Prisy…
Poczuł się jakby coś go mocno zdzieliło po twarzy. Wiedział, że nie dążył do tego gdy ją poznał. W końcu to był czysty przypadek. Ona zajmowała się tylko i wyłącznie jego psem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
-Widzisz mój drogi, tylko skoro ona ma z tym problem to nie mi powinieneś powiedzieć te słowa. Skoro wiesz, że Jose jest wyjątkowa… To czas najwyższy dopomóc jej w podjęciu decyzji. Może i ty byś się jakoś określił. Na boisku zawsze podejmujesz decyzję w trzy sekundy. A ja znam się na rzeczy, wierz mi jestem kobietą i podjęłam decyzję, że chcę wziąć ślub z twoim bratem, a to duży sukces…
-To inna sytuacja….
Kobieta stuknęła go dłonią w głowę.
-Matko Boska Gerard ile można gadać. I tak już nie masz wyboru skoro i tak łączy was też to maleństwo, ale na litość przestań być jak małe niezdecydowane dziecko…
Kobieta machnęła ręką i zapatrzyła na swoich gości. Zamrugał kilkakrotnie.
-Słucham?
Kobieta również na niego spojrzała. Nie do końca rozumiał co miała na myśli. Wiedział, że Priscilla potrafi być nieobliczalna, ale nie był gotowy na tak pewne swojego słowa.  Przez chwilę starał się przetworzyć tą rozmowę raz jeszcze.
-Gerard ? – kobieta uśmiechnęła się i złapała go za dłoń – Nie powiesz mi, że nie wiesz skąd się biorą dzieci?
-O czym ty mówisz? – zmarszczył nieco brwi i cofnął rękę.
-Proszę Cię – mruknęła - to widać na kilometr.
Jego wzrok powędrował w stronę kobiet które właśnie schodziły z środka sali i zajęły miejsca przy stoliku. Jose podniosła wzrok i uśmiechnęła się nieśmiało do niego. Odwrócił głowę do swojej szwagierki. Czy naprawdę mówiła poważnie? Czy to oznaczało, że… Zrobiło mu się gorąco. Poczuł jak jego towarzyszka wstaje od stołu i klepiąc go w ramię odchodzi.

Neo ewidentnie nie chciał czekać na swojego pana. Gdy biegał, był równie skupiony co właściciel, ale gdy tylko przerwali, zaczął go interesować cały świat. Zapachy, zwierzęta... i ludzie.
-Stój! - ryknął Pique gdy tylko owczarek wyrwał smycz z jego dłoni i puścił się biegiem.
-Kończę! - rozłączył się i również zaczął biec. Nie miał pojęcia gdzie mógł polecieć ten wariat, ale tłum w parku był dość gęsty i wiedział, że to ogromne psisko i pełna samowolka nie wróżą nic dobrego.
Dostrzegł jak rozpędzony Neo biegnie przez park między drzewami. Nawet nie miał pojęcia co ma zrobić – pierwszy raz pies takie coś mu odwalał.
Ruszył za nim pędem obserwując jak owczarek zatrzymuje się centralnie na osobie leżącej na trawie.
-Matko boska! Strasznie przepraszam! - dorwał psa i odciągnął go od kobiety.

Podniósł się ze swojego miejsca i obserwując blondynkę ruszył w jej stronę.

-Jestem Jose – kiwnęła głową uśmiechając się lekko i wyciągając rękę w jego stronę. Był bardzo wysoki co od razu wprawiło ją w dobry nastrój ponieważ ona sama należała do bardzo wysokich kobiet, przez co dosięgał ją często kompleks w tej kwestii. Poza tym wyglądał naprawdę... dobrze. Miał na sobie krótkie spodnie od dresu, t-shirt i okulary słoneczne. No i ten zarost... - Opiekuję się Neo gdy pan... jest nie obecny.
Kiwnął lekko głową powoli rozumiejąc całą sytuację.
-Jestem Gerard – otrząsnął się i zreflektował się ściskając jej rękę – Jest mi strasznie głupio. On nigdy się tak nie zachowuje.
-Spędzamy ze sobą dość dużo czasu – przytaknęła uśmiechając się – Właściwie u mnie w domu już się prawie zadomowił.
Zrobiło mu się głupio, bo właśnie dziewczyna potwierdziła, że jego psu brakuje jego właściciela.
Przyjrzał się jej uważnie. Była bardzo wysoką blondynką o słodkim uśmiechu.

Wiedział, że dostrzegła jego dziwne zachowanie. Czuł jak rozpiera go radość. Jak emocje sięgają zenitu. Uśmiech pojawił się na jego ustach. Po raz pierwszy poczuł takie uczucie.

Wiatr co chwilę rozwiewał jej włosy przez co, co chwilę musiała odgarniać je z twarzy.
-Co teraz robisz? – nie wiadomo kiedy pytanie cisnęło mu się na usta. Dostrzegł zdziwienie na jej twarzy, ale było za późno by się ugryźć w język. Ale przecież to nie była, żadna dziwna propozycja. Jakieś dziwne uczucie sprawiało jednak że czuł się dziwnie. Z drugiej zaś strony nie miał żadnych wyrzutów sumienia i to go przerażało jeszcze bardziej.

Podszedł do niej widząc jej lekkie zdziwienie na twarzy. Złapał ją za rękę i gdy tylko wstała złapał ją w pasie i pociągnął w stronę parkietu. Roześmiała się lekko i odwzajemniła uścisk.
-Rozumiem, że to takie spontaniczne uczucie?
Pokręcił głową przecząco.

– Wiesz, że jestem pierwszy raz na tym stadionie?
Zamrugał kilka razy.
-Chyba w ogóle na jakimkolwiek -  przyznała się powodując tym samym, że zaczął się śmiać. Wyglądała na przestraszoną, ale i mocno podekscytowaną. Uśmiechała się szeroko co wprawiało go w lepszy nastrój. Od razu poczuł się lepiej. Poczuł jak robi mu się gorąco, kiedy patrzył jak za zapamiętaniem dziewczyna trajkoce coś o piłce nożnej. Nawet go to nie interesowało. Nie spodziewał się jej tutaj, a już w szczególności, że zrobi na nim takie wrażenie. Bez słowa śledził każdy jej ruch. Oczy które błądziły po całym korytarzu co parę sekund znowu celując w niego. Na uśmiech który nie schodził z jej twarzy. Na dołeczki, na rozwiane włosy…
Przez chwilę nawet przyłapał się na tym, że po prostu się gapi. Jak skończony idiota

-Jose – powiedział wpatrując się wprost w jej drobną buzię. Uciekała gdzieś cały czas wzrokiem, do czasu kiedy nie złapał jej za brodę i odwrócił jej. Uśmiechała się do niego lekko.
-Brzmi całkiem oficjalnie – mruknęła nieco speszona.
-Bo może i tak jest – uśmiechnął się i mrugnął do niej – No i jak ci idzie?
Spojrzała na niego zdziwiona nie wiedząc o co chodzi.
-To jest ten czas w którym powinnaś się we mnie już zakochać…
Parsknęła śmiechem i klepnęła go w ramię.
-Nawet tak nie gadaj. Jesteś okropny – zmarszczyła brwi – wiesz, że to uczucie jest przereklamowane.
-Może i tak, ale z drugiej strony…
-Z drugiej strony co?
-Nie masz wyboru. Skoro ty nie umiesz zadecydować, muszę to zrobić ja no nie?
Tańczyli wśród wielu gości weselnych na środku Sali balowej. On ubrany w elegancki garnitur, a ona w delikatnej kremowej sukience –Zakochałem się w tobie wiesz? To śmieszne, ale chyba już tego dnia kiedy Neo zaatakował cię w parku.
Dziewczyna odwróciła wzrok, a chwilę później uśmiechnęła się. Jej głowa spoczęła na jego ramieniu. Czuł jak jej oddech nabrał tempa.
-Widzisz, jesteś tak bezbłędnie inna, że nie ma opcji, żebym nie oszalał na twoim punkcie. Wybacz, ale podjąłem decyzję za ciebie, a w tej sytuacji, nie ma opcji, żebyś ty nie oszalała na moim.
Blondynka podniosła głowę i zmarszczyła nieco brwi.
-W jakiejś sytuacji?
Przytulił ją mocniej do siebie. Zwolnili nieco, teraz kołysząc się przytuleni bardziej niż do tej pory. Nie mógł się przestać szczerzyć, co jeszcze bardziej ją zaintrygowało.
-Jesteś w ciąży prawda? – uśmiechnął się radośnie, na co dziewczyna po chwili parsknęła nieco zmieszana. Odsunęła się lekko i spojrzała na niego.
-Czemu tak sądzisz? – wzruszyła ramionami i pokręciła głową– Skąd… nie…
Już chciał otworzyć usta, kiedy poczuli jak ktoś na nich wpada. Zobaczyli Daniellę i Cesca, którzy wyszczerzeni nie przestawali tańczyć. Brunetka zmierzyła dziewczynę wzrokiem i uśmiechnęła do piłkarza.
-Jest w ciąży – potwierdziła, nie zwracając uwagi na pannę Maytę – Sama się nawet nie połapała.
Gerard wciąż stał obejmując dziewczynę w tłumie par na parkiecie.
-Jo – Panna Semaan posłała jej dłuższe przez co dziewczyna jeszcze bardziej się zdziwiła – kochanie, wyobraź sobie, że przez ostatni tydzień rzygałaś nie bez powodu…
Cesc roześmiał się głośno zwracając na siebie ich uwagę.
-Naprawdę – Fabregas spojrzał na swojego najlepszego kumpla – Stary, Daniella wyłapała to już jakiś czas temu, a ostatni tydzień tylko potwierdził naszą tezę. Szkoda tylko, że przegrałem stówę z własną narzeczoną, ale niech stracę…  Ostatnio dobrze nam się wspólnie robi takie układy. Ale tobie to się tak naprawdę dziwię. Wam właściwie… Wszyscy przecież to już zauważyli.
-Włącznie z twoją matką Pique – dopowiedziała Daniella lustrując wzrokiem przerażoną blondynkę – Spokojnie Jose, myślę, że prędzej czy później połapałabyś się sama. No na pewno w momencie gdyby odeszły ci już płody…


* Taylor Swift


______________________________________
Moja praca w poradni terapeutycznej robi swoje. 
No i jak? 

EPILOG JUŻ JUTRO!!! 

niedziela, 23 grudnia 2012

16. Niewykorzystane szanse



Wcale nie chciała tutaj przychodzić, ale Daniella nalegała i nie miała serca jej odmówić. Ten weekend miała spędzić sama jednak drobna brunetka zaplanowała jej sobotni poranek w towarzystwie swoich koleżanek, dlatego teraz pędziła do domu Fabregasa poważnie już spóźniona. Z tego co dziewczyna zdążyła jej wyjaśnić widywały się w miarę systematycznie. Był to swojego rodzaju obrzęd podczas którego kilka kobiet spotykało się na poranną kawę aby pogadać i poplotkować.  Albo się poobgadywać. Oczywiście takie spotkanie było idealnym momentem do porównania swojej sylwetki do innych, ocenie czy koleżance jest dobrze w nowej fryzurze, albo dowiedzeniu się wszystkich rzeczy o najnowszych promocjach.
Zapukała nerwowo do drzwi, które po chwili gwałtownie się otworzyły.
-Jose! – Zawołała brunetka gdy tylko ją zobaczyła – wskakuj, jest już Patricia, Yolanda… będzie też Ana i Gloria.
Weszły do przestronnego salonu. Była to może dwa razy jednak nigdy nie było tu tak dużo osób. Widok który zobaczyła sprawił, że stanęła jak wryta. Lekkie pchnięcie z tyłu przywołało ją do porządku.
Spojrzała nerwowo na brunetkę. Obie kobiety były w ciąży.
-Patricia jest żoną Davida, Yolanda Victora – zawołała radośnie kiedy kobiety się przywitały. Nie była poinformowana, że to spotkanie dla partnerek piłkarzy i zrobiło jej się gorąco gdy tylko spojrzała na roześmianą twarz panny Semaan – A to Jose, moja przyjaciółka!
W czasie gdy ona dochodziła do siebie, pojawiło się też kilka innych kobiet. Praktycznie wszystkie obracały się w towarzystwie piłkarzy. Oprócz nich między nogami biegała także trójka małych dzieciaczków, ale Jo nie miała pewności czyimi dziećmi właściwie są.
Panie plotkowały zawzięcie na milion tematów. Zaczynając od czysto piłkarskich, po plany, pomysły na spędzanie wspólnego czasu, aż po tematy ich macierzyństwa i problemów życiowych.
Czuła, że zupełnie tam nie pasuje, ale grzecznie zajmowała się swoimi sprawami oraz pomagała Danielli w roli gospodyni.

Gerard otworzył najpierw jedno oko, a chwilę później drugie. Od paru minut całkowicie zaprzestał ćwiczeń na murawie oddając się leżeniu i myśleniu o niczym. Mieli krótką przerwę w treningu i dokładnie w momencie gdy trener ją odgwizdał padł na ziemię i leżał tak nieruchomo. Nie chciało mu się ćwiczyć. Nie chciało mu się też biegać, myśleć i oddychać.
Słyszał jak jego koledzy z drużyny siedzą gdzieś obok, gadają na jakieś proste, przyziemne tematy i korzystają z wolnego czasu, a on jedyne czego teraz pragnął to całkowicie się odizolować. Tak po prostu się odmóżdżyć. Natłok wrażeń z ostatnich dni dawał mu porządnie w kość i czuł się naprawdę przemęczony.
-Uwagaaaaa!- jego uszu dobiegło wycie gdzieś z oddali, a chwilę później ogromne cielsko z wyskoku powaliło się na nim. Na ułamek sekundy stracił oddech pod ciężarem jednego z piłkarzy – jak się po chwili okazało – samego Cesca. Miał mu ochotę porządnie grzmotnąć, ale mężczyzna nadal nie schodził z jego brzucha.
-Pojebało cię!? – obrońca jak oparzony starał się uwolnić z  uścisku przyjaciela. Przestraszył się nie na żarty, a i Fabregas nie należał do najlżejszych.
-Tak cię kocham Piqusiu! – Brunet przylgnął do niego całym ciałem powodując śmiech wśród zebranych wokół piłkarzy.
Oderwał od siebie pomocnika i podniósł się lekko.
-Jeśli nadal chcesz być mężczyzną – spojrzał na niego podnosząc się z klęczek – nigdy więcej tego nie rób.
-Ta jest kapitanie – zasalutował mu.
-Z kim ja się zadaję – Gerard załamał ręce i skierował się w stronę kumpli siedzących poza linią boiska, którzy nadal się z niego naśmiewali – Co u ciebie Dave?
-A co ma być? – mężczyzna polał twarz wodą z butelki chcąc ochłonąć – dopiero się rozkręcam, zobaczymy na najbliższym meczu.
Gerard roześmiał się i zajął miejsce obok niego.
-A co z tobą Gerard? O co chodzi z Shakirą? – spytał Guaje.
-Co ma być. Nie jesteśmy już razem – wzruszył ramionami. Wcale nie bolała go ta sytuacja więc i nie miał problemu, żeby mówić o tym otwarcie.
-Tak po prostu?
Przytaknął.
-Już od jakiegoś czasu nie było pomiędzy nami dobrze. A teraz…
-Teraz jest jeszcze Jose – w pobliżu pojawił się Cesc. Gerard wywrócił oczami. Nie było im dane więcej pogadać, ponieważ znowu musieli wrócić do treningów. Przez kolejne dwie godziny biegali po torach ustawionych przez szkoleniowców, a także wykonywali jakieś proste ćwiczenia.
Obrońca czuł się niesamowicie pełen życia. Czuł, że teraz jest jego czas w drużynie i miał zamiar to udowodnić podczas najbliższego meczu.
Było południe kiedy małą grupką wychodzili z centrum szkoleniowego i kierowali się w stronę swoich aut. On, Cesc, a także Victor, David i Andres kierowali się w jedną stronę. Z tego co wiedział panie zaplanowały na dzisiaj małe spotkanie, a główną organizatorką była tym razem Daniella. Usmiechnął się sam do siebie na tą myśl. Oczywiste było to, że skoro wszystko odbywało się u Semaan to pojawi się tam i Jose. Mniej lub bardziej chętnie.

Od godziny przysłuchiwała się wywodowi Patrici. Kobieta siedziała na ogromnej kanapie głaszcząc się po niewielkim brzuszku i z zapamiętaniem opowiadając koleżankom różne historyjki o Olalli i Zaidzie. Większość pań słuchała uważnie – głównie te, które same były w ciąży, ona zaś obserwowała małego chłopca siedzącego przy kuchennym stole i nieumiejętnie starającego się coś namalować.
-Jose? – z zamyślenia wyrwał ją głos Glorii siedzącej naprzeciwko – A Ty?
Zmarszczyła lekko czoło.
-Co ja? – spytała niewyraźnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się cwanie i spojrzała na brunetkę.
-Kiedy planujecie z Gerardem jakieś zaręczyny?
Otworzyła oczy lekko zdziwiona tym co usłyszała. Widziała uśmiechniętą twarz panny Semaan i wiedziała, że to ona jest pasjonatką wszystkich historyjek i obiecała sobie, że jak tylko będzie miała chwile to sprawi, żeby ta na zawsze się zamknęła.
-Nie jestem z Gerardem – powiedziała wracając do oglądania malunków chłopca.
-To tylko kwestia czasu – żachnęła się panna Semaan.
-Dani! – zawołała, na co kobiety roześmiały się głośno – Masz szczęście, że jesteś w ciąży. Naprawdę!
Usłyszały donośne pukanie do drzwi.
-Mam nadzieję, że to nie panowie. Mamy jeszcze trochę czasu – powiedziała gospodyni domu i trzymając się za okrągły brzuszek skierowała się do drzwi wejściowych. Nie minęło kilka sekundy gdy z pomieszczenia obok dało się słyszeć radosne hałasy i grzmiący głos Dani.
-Witam piękne panie! – zawołał Cesc ładując się do salonu i rozsiadając na kanapie obok Yolandy.
-Mieliście być dopiero za godzinę – jęczała Semaan gdy grupka piłkarzy ładowała się powoli do środka, a ona biedna stała na końcu.
-Ale tak jakoś wyszło – uśmiechnął się Gerard – że każdy z nas zapragnął was zobaczyć.
Odwróciła wzrok.
Dzisiejszy ranek był nie co niepewny. Nie chciała dać mu satysfakcji z tego, że tak dobrze się spisał w nocy. Doprowadził ją do szału i to wbrew jej woli, dlatego gdy tylko się obudziła postanowiła pozostać obojętną.
Poczuła jego ciepły oddech na szyi, a następnie szorstki zarost na policzku. Na chwilę się zapomniała, ale gdy podniosła wzrok dostrzegła spojrzenie większości zebranych. Podniosła się nie zważając na mężczyznę i usiadła obok Glorii.
-Mogłabyś? – Brunetka pokazała niemowlę i podała jej.
-Nie sądzę… – powiedziała za nim dziecko wylądowało w jej rękach, ale kobieta już wstała i zajęła się sobą. Przez chwilę siedziała nieruchomo, z wyprostowanymi rękami trzymając malutką dziewczynkę na wprost swojej twarzy.
-Wyglądasz jakbyś miała zemdleć – zaśmiał się Cesc widząc jej zakłopotanie.

Słowa Cesca wywołały w nim przypływ radości. Faktycznie, blondynka wyglądała jakby zaraz miała wyzionąć ducha, z przerażeniem trzymając w rękach malutkie dziecko. Nigdy w życiu nie widział, aby kobieta nie potrafiła trzymać dziecka. To niczym macierzyński instynkt. Ona zamiast tego siedziała sztywno jak deska i nie mogła się poruszyć wpatrując się z przerażeniem w „to” co trzymała.
Widok ten przyprawił go o gęsią skórkę. Wiedział, że w tym przypadku same przebywanie z kobietami w ciąży i to jeszcze taką ilością w ciągu ostatnich kilku godzin musiało sprawić jej wiele wysiłku, by zachować spokój. Przejął inicjatywę zdając sobie sprawę, że taka chwila może być idealną, na wykorzystanie jej słabego momentu.
Wziął od niej dziecko i posadził na kolanach Cesca.
-Wujek się teraz tobą zajmie – powiedział i złapał dziewczynę za rękę – A drugi wujek porywa ciocię.
Jose wydawała się nieco zdezorientowana, ale to tylko ułatwiło mu sprawę. Pożegnawszy się, pociągnął ją w stronę wyjścia, a następnie posadził w samochodzie na miejscu pasażera.
-Nigdy więcej – mruknęła nadal czując się dziwnie.
-Nie było tak źle – uśmiechnął się do niej. Jego ręka zsunęła się ze skrzyni biegów i wylądowała na jej udzie – Wyglądałaś słodko.
Zgromiła go wzrokiem, a następnie wbiła spojrzenie w krajobraz za oknem. Jednym zgrabnym ruchem zsunęła jego dłoń. Wiedziała, że odwrócił na nią wzrok, ale zignorowała to. Dojechali pod jej kamienicę i kiedy zaparkował wiedział, że nie jest w najlepszym humorze.
Był pewien, że noc którą ponownie spędzili wspólnie nie była powodem jej zachowania – najzwyczajniej w świecie bawiła się w obrażanie. W gruncie rzeczy ten seks był niesamowity, a boczyła się tylko dla zasady. Kobiety.
-Idę do domu – usłyszał jej głos kiedy brała torebkę i złapała za klamkę. Zdążyła wysiąść, a więc i on zrobił to samo, ale zatrzymała się.
-Nie – mruknęła, na co lekko się zdziwił. Jej gierka niedostępnej miała się skończyć właśnie w tym momencie. Miał złapać ją za rękaw kurtki, całować i pociągnąć do domu by już nigdy nie wypuszczać jej z objęć. Wczorajszego wieczora powiedział jej coś co rzadko padało z jego ust.
-Potrzebuję czasu – usłyszał i poczuł jak wstrzymuje oddech. Na chwilę jego myśli gdzieś zbłądziły, ale napotkał jej wzrok i zobaczył, że dziewczyna mówi całkiem serio.
-Słucham ? – uśmiechnął się, ale ona nadal stała przygryzając wargę i patrząc na swoje buty.
-Nie chcę się z tobą spotykać – powiedziała znacznie ciszej – nie jestem gotowa na związek. Nie jestem gotowa na związek z piłkarzem, na bycie kochanką na zastępstwo, tą która odebrała dziecku możliwość wychowania się w pełnej rodzinie, tą która na chwile zawróciła ci w głowie, tą która pójdzie za jakiś czas w odstawkę, oraz tą która będzie chodziła na jakieś durne spotkania dla WAGSów. Nie pasuję do tego światka…
-Co ty gadasz – powiedział i czuł jak złość przybiera na siłę, ale dziewczyna pokręciła głową.
-Zostaw mnie dobrze?
-Nawet nie ma mowy –warknął co nieco ją zdziwiło – Nie mam zamiaru dawać Ci spokoju! Patrzysz wyłącznie na swoje uczucia i nie obchodzi cię to co ja sądzę. Wczoraj w nocy powiedziałem ci chyba za dużo…
Zmarszczyła nieco brwi – Widzisz? Oczekujesz, że padnę ci na kolana i powiem, że nie mogę bez ciebie żyć. Myślisz, że możesz mieć wszystko. A ja teraz chcę być sama.
Nie dała mu powiedzieć już nic więcej, gdyż odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Miał ochotę krzyknąć ze złości. Nie był przyzwyczajony do tego, że coś szło nie po jego myśli, dlatego stał jak pień i przyglądał się jak odchodzi. Nie chciał powiedzieć jej prawdy. Tego co stało się już dawno i co trzymał w tajemnicy przed wszystkimi. Prawdy, która do tej pory nie pojawiała się zbyt często w jego słowniku i nie chciał się z nią obnosić, ale teraz gdy widział jak odchodzi wiedział, że jego decyzja już dawno została zaprzepaszczona, a całą winę w tym ponosił wyłącznie on. 

_____________________________
Tak sobie  mi się podoba. No ale nie wiem. 
Jutro Wigilia, tak więc życzę wam Wesołych Świąt. 
Myślę, że to kwestia 1 rozdziału i epilogu. I tyle ;) Bez zbytniego szaleństwa na koniec.