niedziela, 30 grudnia 2012

17. Ja ją jeszcze bardziej niż polubiłem


Bardzo ważne. Aby miało sens czytajcie całość. Od deski do deski. 
-------------------

Chyba jakaś część mnie wiedziała, że to się wydarzy, jak tylko go ujrzałam. Nie chodzi o coś co powiedział albo zrobił. To było uczucie, które się wtedy pojawiało. I... szalone jest to, że nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek tak się poczuję. A nie wiem, czy powinnam. Wiedziałam, że jego świat poruszał się zbyt szybko i płonął zbyt jasno. Ale pomyślałam, jak diabeł może popychać cię do kogoś kto tak bardzo przypomina anioła, gdy się do ciebie uśmiecha? Może on to wiedział, gdy mnie zobaczył. Pewnie po prostu straciłam równowagę. Chyba najgorszym uczuciem, nie była strata jego, to była strata mnie*

Przeklęła się w myślach siadając na podłodze mieszkania Glada. Odkąd powiedział jej, że może pomieszkać  u niego póki on będzie za granicą nie wychodziła nawet do pracy. Załatwiała wszystkie sprawy przez komputer. Jej telefon nieruszony leżał na kanapie od kilku dni mrugając nieprzytomnie i upominając się o podłączenie do baterii.
Co kilka godzin dźwięk dzwonka niósł się echem po mieszkaniu eleganckiej willi, a ona obserwowała wibrujące urządzenie nie reagując.
Wszystko strasznie się jej skomplikowało. Nie była wymagającą osobą. Pracowała wytrwale od dziewiętnastego roku życia nawet w najgorszej robocie, ale Bóg w końcu  łaskawie ją wynagrodził Gladem. Dlaczego jednak wszystko miało znowu podupaść?
Usłyszała pukanie do drzwi, jednak nie miała siły się nawet ruszyć. Od tygodnia męczyło ją jakieś choróbstwo, najpewniej przez przemęczenie i nerwy które ostatnimi czasy strasznie szarpały jej myśli. Pukanie nie ustępowało, dlatego postanowiła, że w końcu otworzy chociaż  nie wiedziała kogo może spotkać w wejściu. Jakież było jej zdziwienie kiedy w progu dojrzała niską brunetkę, wraz ze swoim partnerem.
-Jak ty wyglądasz? – dziewczyna westchnęła wchodząc do środka i ciekawie rozglądając się po mieszkaniu. Była nie co zdezorientowana, ale pozwoliła aby para weszła do eleganckiego mieszkania – Nieźle tu.
-Co tu robicie? – spytała. Nie miała okazji rozmawiać z nimi od jakiegoś czasu i czuła, że brakowało im tego, ale z drugiej strony chciała spędzić te kilka dni sama. Wiedziała, że w tej chwili nie prezentowała się najlepiej. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Od paru dni ciężko spała i nie mogła znaleźć sobie miejsca.
-Jutro wesele i przyszłam cię ogarnąć…
-Nie idę – powiedziała bardziej do siebie niż do nich i zajęła miejsce na kanapie. Oczywiście nie myślała nad tym. Skoro powiedziała Gerardowi, że chce być sama zaproszenie na ślub musiało być w końcu anulowane.
-Nawet tak nie mów dziewczyno – powiedział Fabregas zajmując miejsce w fotelu. Wyglądał tak jak zawsze, ale teraz urody dodawała mu jeszcze lekko zapuszczona broda.
Daniella obserwowała ją bacznie i wiedziała, że na pewno chodziło o jej wygląd.
-Wyglądasz jak siedem nieszczęść.
-Choruję – mruknęła niezadowolona. Doskonale zdawał sobie sprawę, z bladości która towarzyszyła jej ostatnimi czasy oraz z niezdrowego rumieńca na twarzy.  Dawno się tak nie czuła. Wykończona, jakby ktoś wywinął jej całe wnętrzności na drugą stronę.
Oparła głowę i zamknęła oczy.
-Słuchaj wszystko już za daleko zaszło – ciszę przerwał głos chłopaka. Podniosła głowę i unosząc brwi spojrzała na niego zdziwiona. Wiedziała co ma na myśli – On szaleje za tobą, ty za nim. Mała sprzeczka i tyle. Pogodzicie się i wszystko wróci do normy.
-Nic nie rozumiesz Cesc – warknęła w końcu. Była zła na to, że przyszli i chcieli bawić się w swatów, ale z drugiej strony tak bardzo potrzebowała się wyżalić. Zwykle swoje żale zostawiała dla siebie, ale tym razem czuła się jak w jakimś głupim filmie
– to ja odbiegam od normy – powiedziała w końcu.
Nie miała siły tłumaczyć im o co chodzi. Wiedziała jednak, że aby wszystko zaczęło mieć ręce i nogi nie uniknie tej rozmowy, w tym przypadku z nimi jak i z samym Pique. Dwójka przyjaciół obserwowała ją bacznie.
Czas najwyższy powiedzieć im prawdę. Wiedziała, że to będzie dla niej bardzo trudne. Zawsze żyła sama i nie musiała z nikim dzielić się swoimi sprawami, ale teraz los kazał jej zaufać.
-Gerard bardzo się o ciebie martwił przez ten czas. Nie dawałaś znaku życia – powiedziała Dani siadając obok niej.
-Musiałam wszystko przemyśleć – powiedziała i podniosła się – Widzicie, wszystko potoczyło się inaczej niż myślałam.
Krążyła przez chwilę po salonie i układała w głowie to co chciała powiedzieć.
-Jestem chora – zatrzymała się i przeczesała dłonią włos, po czym uśmiechnęła się lekko – Aczkolwiek, do tej pory traktowałam to jako jakąś moją ułomność. To moja rodzina zrobiła ze mnie wariatkę.  Gdy miałam dwa lata, psycholog stwierdził u mnie zaburzenia osobowości.
Spojrzała na przyjaciół którzy nie przerywając jej czekali na kontynuację.
- Właściwie było mi z tym całkiem wygodnie. Żyłam w swoim małym świecie, aż tu nagle poznałam was. Przez większość swojego życia czułam się bezpiecznie, bo zasłaniałam się chorobą. To chyba siła sugestii. „Nie jestem w stanie stworzyć większych relacji z drugim człowiekiem, nie jestem w stanie mieć racjonalnych uczuć. Jestem osobą bardzo indywidualną. Nawet kontakt wzrokowy sprawia mi dużą trudność. Jest też kilka innych rzeczy o których nie chcę teraz mówić. I wiedziałam, że żyjąc w swoich zabudowanych schematach nikt mi nigdy nie wejdzie w drogę.
Zamilkła widząc jak Dani uśmiecha się pod nosem.
-I? Raczej nie wyglądasz mi na jakąś totalną wariatkę…
- Dzięki Dani. Chyba fakt, że sądziłam, że nie jestem w stanie z nikim być w bliższych stosunkach sprawił, że strasznie się tego przeraziłam, kiedy okazało się, że ktoś naruszył moją barierę.
-To fantastyczne! – zawołała wybijając ją nieco z tropu – Jesteś jeszcze bardziej pokręcona niż myśleliśmy. I Gerard będzie szalał za tobą jeszcze bardziej. Myślę, że czas najwyższy mu to powiedzieć.
Pokręciła głową nieco zmieszana.
-To nie jest coś o czym powinien wiedzieć. Jestem tylko przeszkodą, której nigdy nie damy rady przeskoczyć. Nie taka jest moja rola w tej historii. Gerardowi wszystko się pomieszało.
-A tobie? – Dani podeszła do niej i ją przytuliła.
-A ja jestem jakimś pieprzonym schematem…
-Nie mów tak – Brunetka zaprzeczyła głową i odwróciła się na pięcie – Cesc, daj telefon.
Piłkarz który do tej pory siedział raczej milczący wyciągnął aparat z kieszeni i podał narzeczonej, która po chwili grzebania w nim podała go dziewczynie. Jose obserwowała w milczeniu co robi jej przyjaciółka  która po chwili podała jej telefon.
-Co robisz? – blondynka ponownie pobladła i odsunęła od siebie słuchawkę – Nie dzwoń do niego…
-Owszem, Dzwonię – uśmiechnęła się chytrze – Czas najwyższy, żebyś przestała myśleć o sobie jako ktoś kto ma jakieś problemy. Pierwszy krok to pokonanie strachu przed telefonem.
-Nie, wiesz, że nie umiem. To właśnie przez to, że mam problemy,  nie umiem rozmawiać przez telefon!
-Tylko dwa zdania… - zawołała brunetka, nie dając się przekonać. W słuchawce pojawił się sygnał, co strasznie ją przeraziło, a już po chwili usłyszała w nim głos Pique.
-Cześć Gerard, tu Dani i Jose – zawołała dziewczyna, a blondynka ukryła twarz w dłoniach.
-Jose! Dobrze, że jesteś! Chcę pogadać słyszysz?  Dzwonię do ciebie od tygodnia.
Ponownie pokręciła głową czując, że  nawet nie jest w stanie wykrztusić z siebie zdania. Poczuła jak brunetka szturcha ją w ramię zmuszając do chociaż kilku słów.
-Taa  - wydukała w końcu przez zęby za co Daniella poklepała ją w ramię – Jestem u Glada.
-Wiem Jo – usłyszała przerwę w jego głosie. Podniosła wzrok i spojrzała na Semaan – Jestem już na dole. Dani mi napisała  smsa jakieś pół godziny temu.
Posłała dziewczynie piorunujące spojrzenie, na co ta się tylko uśmiechnęła radośnie. 

***

Uśmiechnął się widząc jej zgrabną sylwetkę. Ubrana w elegancką sukienkę stała u boku Danielli i obserwowała całą imprezę. Sama uroczystość zaślubin w rodzinie Pique przebiegła bez problemów. Para młoda złączyła się węzłem małżeńskim w eleganckiej kapliczce, a następnie goście wraz z rodziną udali się do rodzinnej posiadłości gdzie w ogrodzie pod specjalnymi namiotami odbyć się miało wesele. Jego wzrok nie wypuszczał jej ze swojego zasięgu. Wyglądała perfekcyjnie i czuł się strasznie dumny z tego, że udało mu się ja przekonać, aby pojawiła się tego wieczora na ślubie jego brata.
Wczorajszego wieczora, kiedy to pojawił się w domu Glada – jej współlokatora, wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj. Nadal widział jej zmęczoną twarz i zapuchnięte oczy, ale dziewczyna jego przyjaciela postarała się, aby Jo czuła się dzisiejszego wieczora bardziej komfortowo. Wiedział, że Mayte nie czuła się ostatnimi czasy najlepiej, ale bardzo mu zależało aby pojawiła się na tej uroczystości.
-Gerard kochanie – zawołała jego matka i łapiąc go za ramię pociągnęła do tańca – Powiesz mi coś o tej swojej nowej dziewczynie?
-Cieszę się mamo, że tak szybko ją polubiłaś – uśmiechnął się i pocałował kobietę w policzek.
-Trudno jej nie lubić – zawołała kobieta i pogłaskała go po policzku – To taka miła dziewczyna, naprawdę spokojna. Jesteście już parą?
Czy byli parą? Nie był w stanie tego określić, brakowało mu oficjalnego potwierdzenia ze strony blondynki, ale był w stanie poczekać i dać jej jeszcze trochę czasu na decyzję. Wczoraj gdy tylko ją zobaczył uśmiechnął się i przytulił mocno. Niczego od niej nie chciał. Jedyne co jej powiedział, to fakt, że choćby miała się zastanawiać jeszcze milion lat, on poczeka bo wie, że prędzej czy później się w nim zakocha. Dostał za to od niej po głowie. Cały czas utrzymywała, że jest zadufanym w sobie bucem.
A potem ze zmęczenia zasnęła na kanapie.
-Dopiero zdobywam jej serce – zażartował, ale matka pokiwała głową.
-Dalej jesteś jak dziecko Geri.
Skończywszy tańczyć zajął miejsce bliżej pary młodej. Teraz to jego brat postanowił zatańczyć z matką. On zaś odnalazł wzrokiem, blondynkę.
-Daniela wygląda idealnie – zawołała panna młoda jakiś czas później. Była raczej drobną osóbką której zawsze wszędzie było pełno. Jego brat i Pris znali Fabregasów od jakiegoś czasu. Cesc i on od małego się przyjaźnili więc nie było to raczej niczym nowym, że i Daniellę szybko polubili  – Ona i twoja towarzyszka ubarwiają tą uroczystość.
Przytaknął.
-Jose faktycznie zachwyca – powiedział i uśmiechnął się do kobiety – Wiesz Pris, może i to płytkie, że dopiero co byłem z Shakirą, a teraz wiążę się z nią, ale czuję, że mi to nie przeszkadza. Szaleję za nią, a mam tyle lat, że spokojnie mogę sobie na to pozwolić...
-Ja to wiem – kobieta przytaknęła. Nieco go zdziwiła tym spostrzeżeniem . Czasem miał wrażenie, że dziewczyna jest mu bardzo bliska, znali się już kilka lat i chociaż obecnie jej mąż, a jego brat nie widywał się z nim tak często to od zawsze ją lubił– Jest inną osobowością. To dobra dusza Gerard. Wiesz, to śmieszne, ale pamiętasz jak przyjechaliśmy, a ty powiedziałeś, że to twoja dziewczyna, a ona się tak obraziła?
Przytaknął.
-Nie byliście parą prawda?
Roześmiał się i pokręcił głową.
-Była na mnie wściekła, myślałem, że wydłubie mi oczy.
Obserwowali wspólnie jak Jose przytula się z uśmiechem do Danielli, a następnie porwana przez jakiegoś gościa tańczy.
Przedstawił ją dzisiaj rodzicom. Jego ojciec w między czasie spytał się nietaktownie co z Shakirą, ale dość szybko się poprawił. Ona zaś pozostawał tą samą śmieszną Jose którą poznał te kilka miesięcy temu. Tą zachowawczą i uśmiechniętą. Wróciła do swojej poprzedniej bariery i udawała, że między nimi nic nie ma, chociaż doskonale widział jak reagowała kiedy to złapał ją za rękę, czy lekko musnął jej skórę. 
-Jeszcze nie podjęła ostatecznej decyzji – powiedział, nie odrywając wzroku od blondynki – Ma z tym mały problem, ale wiem, że prędzej czy później…
-Wypadało by – przerwała mu -  Jose, to kobieta, którą trzeba się opiekować. Mówiłeś, że jest osobą która o siebie zawsze zadba, ale ona potrzebuje kogoś kto będzie lubił z nią spędzać czas, a ty jesteś w tym dobry. Jesteś szalony bardziej niż ktokolwiek inny i wiem, że to w ten sposób zdobyłeś jej serce.
Bardzo ją polubiłam…
Westchnął.
-Ja ją jeszcze bardziej niż polubiłem – przytaknął i uśmiechnął pod nosem. Taka była prawda – Zakochałem się Prisy…
Poczuł się jakby coś go mocno zdzieliło po twarzy. Wiedział, że nie dążył do tego gdy ją poznał. W końcu to był czysty przypadek. Ona zajmowała się tylko i wyłącznie jego psem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała go po policzku.
-Widzisz mój drogi, tylko skoro ona ma z tym problem to nie mi powinieneś powiedzieć te słowa. Skoro wiesz, że Jose jest wyjątkowa… To czas najwyższy dopomóc jej w podjęciu decyzji. Może i ty byś się jakoś określił. Na boisku zawsze podejmujesz decyzję w trzy sekundy. A ja znam się na rzeczy, wierz mi jestem kobietą i podjęłam decyzję, że chcę wziąć ślub z twoim bratem, a to duży sukces…
-To inna sytuacja….
Kobieta stuknęła go dłonią w głowę.
-Matko Boska Gerard ile można gadać. I tak już nie masz wyboru skoro i tak łączy was też to maleństwo, ale na litość przestań być jak małe niezdecydowane dziecko…
Kobieta machnęła ręką i zapatrzyła na swoich gości. Zamrugał kilkakrotnie.
-Słucham?
Kobieta również na niego spojrzała. Nie do końca rozumiał co miała na myśli. Wiedział, że Priscilla potrafi być nieobliczalna, ale nie był gotowy na tak pewne swojego słowa.  Przez chwilę starał się przetworzyć tą rozmowę raz jeszcze.
-Gerard ? – kobieta uśmiechnęła się i złapała go za dłoń – Nie powiesz mi, że nie wiesz skąd się biorą dzieci?
-O czym ty mówisz? – zmarszczył nieco brwi i cofnął rękę.
-Proszę Cię – mruknęła - to widać na kilometr.
Jego wzrok powędrował w stronę kobiet które właśnie schodziły z środka sali i zajęły miejsca przy stoliku. Jose podniosła wzrok i uśmiechnęła się nieśmiało do niego. Odwrócił głowę do swojej szwagierki. Czy naprawdę mówiła poważnie? Czy to oznaczało, że… Zrobiło mu się gorąco. Poczuł jak jego towarzyszka wstaje od stołu i klepiąc go w ramię odchodzi.

Neo ewidentnie nie chciał czekać na swojego pana. Gdy biegał, był równie skupiony co właściciel, ale gdy tylko przerwali, zaczął go interesować cały świat. Zapachy, zwierzęta... i ludzie.
-Stój! - ryknął Pique gdy tylko owczarek wyrwał smycz z jego dłoni i puścił się biegiem.
-Kończę! - rozłączył się i również zaczął biec. Nie miał pojęcia gdzie mógł polecieć ten wariat, ale tłum w parku był dość gęsty i wiedział, że to ogromne psisko i pełna samowolka nie wróżą nic dobrego.
Dostrzegł jak rozpędzony Neo biegnie przez park między drzewami. Nawet nie miał pojęcia co ma zrobić – pierwszy raz pies takie coś mu odwalał.
Ruszył za nim pędem obserwując jak owczarek zatrzymuje się centralnie na osobie leżącej na trawie.
-Matko boska! Strasznie przepraszam! - dorwał psa i odciągnął go od kobiety.

Podniósł się ze swojego miejsca i obserwując blondynkę ruszył w jej stronę.

-Jestem Jose – kiwnęła głową uśmiechając się lekko i wyciągając rękę w jego stronę. Był bardzo wysoki co od razu wprawiło ją w dobry nastrój ponieważ ona sama należała do bardzo wysokich kobiet, przez co dosięgał ją często kompleks w tej kwestii. Poza tym wyglądał naprawdę... dobrze. Miał na sobie krótkie spodnie od dresu, t-shirt i okulary słoneczne. No i ten zarost... - Opiekuję się Neo gdy pan... jest nie obecny.
Kiwnął lekko głową powoli rozumiejąc całą sytuację.
-Jestem Gerard – otrząsnął się i zreflektował się ściskając jej rękę – Jest mi strasznie głupio. On nigdy się tak nie zachowuje.
-Spędzamy ze sobą dość dużo czasu – przytaknęła uśmiechając się – Właściwie u mnie w domu już się prawie zadomowił.
Zrobiło mu się głupio, bo właśnie dziewczyna potwierdziła, że jego psu brakuje jego właściciela.
Przyjrzał się jej uważnie. Była bardzo wysoką blondynką o słodkim uśmiechu.

Wiedział, że dostrzegła jego dziwne zachowanie. Czuł jak rozpiera go radość. Jak emocje sięgają zenitu. Uśmiech pojawił się na jego ustach. Po raz pierwszy poczuł takie uczucie.

Wiatr co chwilę rozwiewał jej włosy przez co, co chwilę musiała odgarniać je z twarzy.
-Co teraz robisz? – nie wiadomo kiedy pytanie cisnęło mu się na usta. Dostrzegł zdziwienie na jej twarzy, ale było za późno by się ugryźć w język. Ale przecież to nie była, żadna dziwna propozycja. Jakieś dziwne uczucie sprawiało jednak że czuł się dziwnie. Z drugiej zaś strony nie miał żadnych wyrzutów sumienia i to go przerażało jeszcze bardziej.

Podszedł do niej widząc jej lekkie zdziwienie na twarzy. Złapał ją za rękę i gdy tylko wstała złapał ją w pasie i pociągnął w stronę parkietu. Roześmiała się lekko i odwzajemniła uścisk.
-Rozumiem, że to takie spontaniczne uczucie?
Pokręcił głową przecząco.

– Wiesz, że jestem pierwszy raz na tym stadionie?
Zamrugał kilka razy.
-Chyba w ogóle na jakimkolwiek -  przyznała się powodując tym samym, że zaczął się śmiać. Wyglądała na przestraszoną, ale i mocno podekscytowaną. Uśmiechała się szeroko co wprawiało go w lepszy nastrój. Od razu poczuł się lepiej. Poczuł jak robi mu się gorąco, kiedy patrzył jak za zapamiętaniem dziewczyna trajkoce coś o piłce nożnej. Nawet go to nie interesowało. Nie spodziewał się jej tutaj, a już w szczególności, że zrobi na nim takie wrażenie. Bez słowa śledził każdy jej ruch. Oczy które błądziły po całym korytarzu co parę sekund znowu celując w niego. Na uśmiech który nie schodził z jej twarzy. Na dołeczki, na rozwiane włosy…
Przez chwilę nawet przyłapał się na tym, że po prostu się gapi. Jak skończony idiota

-Jose – powiedział wpatrując się wprost w jej drobną buzię. Uciekała gdzieś cały czas wzrokiem, do czasu kiedy nie złapał jej za brodę i odwrócił jej. Uśmiechała się do niego lekko.
-Brzmi całkiem oficjalnie – mruknęła nieco speszona.
-Bo może i tak jest – uśmiechnął się i mrugnął do niej – No i jak ci idzie?
Spojrzała na niego zdziwiona nie wiedząc o co chodzi.
-To jest ten czas w którym powinnaś się we mnie już zakochać…
Parsknęła śmiechem i klepnęła go w ramię.
-Nawet tak nie gadaj. Jesteś okropny – zmarszczyła brwi – wiesz, że to uczucie jest przereklamowane.
-Może i tak, ale z drugiej strony…
-Z drugiej strony co?
-Nie masz wyboru. Skoro ty nie umiesz zadecydować, muszę to zrobić ja no nie?
Tańczyli wśród wielu gości weselnych na środku Sali balowej. On ubrany w elegancki garnitur, a ona w delikatnej kremowej sukience –Zakochałem się w tobie wiesz? To śmieszne, ale chyba już tego dnia kiedy Neo zaatakował cię w parku.
Dziewczyna odwróciła wzrok, a chwilę później uśmiechnęła się. Jej głowa spoczęła na jego ramieniu. Czuł jak jej oddech nabrał tempa.
-Widzisz, jesteś tak bezbłędnie inna, że nie ma opcji, żebym nie oszalał na twoim punkcie. Wybacz, ale podjąłem decyzję za ciebie, a w tej sytuacji, nie ma opcji, żebyś ty nie oszalała na moim.
Blondynka podniosła głowę i zmarszczyła nieco brwi.
-W jakiejś sytuacji?
Przytulił ją mocniej do siebie. Zwolnili nieco, teraz kołysząc się przytuleni bardziej niż do tej pory. Nie mógł się przestać szczerzyć, co jeszcze bardziej ją zaintrygowało.
-Jesteś w ciąży prawda? – uśmiechnął się radośnie, na co dziewczyna po chwili parsknęła nieco zmieszana. Odsunęła się lekko i spojrzała na niego.
-Czemu tak sądzisz? – wzruszyła ramionami i pokręciła głową– Skąd… nie…
Już chciał otworzyć usta, kiedy poczuli jak ktoś na nich wpada. Zobaczyli Daniellę i Cesca, którzy wyszczerzeni nie przestawali tańczyć. Brunetka zmierzyła dziewczynę wzrokiem i uśmiechnęła do piłkarza.
-Jest w ciąży – potwierdziła, nie zwracając uwagi na pannę Maytę – Sama się nawet nie połapała.
Gerard wciąż stał obejmując dziewczynę w tłumie par na parkiecie.
-Jo – Panna Semaan posłała jej dłuższe przez co dziewczyna jeszcze bardziej się zdziwiła – kochanie, wyobraź sobie, że przez ostatni tydzień rzygałaś nie bez powodu…
Cesc roześmiał się głośno zwracając na siebie ich uwagę.
-Naprawdę – Fabregas spojrzał na swojego najlepszego kumpla – Stary, Daniella wyłapała to już jakiś czas temu, a ostatni tydzień tylko potwierdził naszą tezę. Szkoda tylko, że przegrałem stówę z własną narzeczoną, ale niech stracę…  Ostatnio dobrze nam się wspólnie robi takie układy. Ale tobie to się tak naprawdę dziwię. Wam właściwie… Wszyscy przecież to już zauważyli.
-Włącznie z twoją matką Pique – dopowiedziała Daniella lustrując wzrokiem przerażoną blondynkę – Spokojnie Jose, myślę, że prędzej czy później połapałabyś się sama. No na pewno w momencie gdyby odeszły ci już płody…


* Taylor Swift


______________________________________
Moja praca w poradni terapeutycznej robi swoje. 
No i jak? 

EPILOG JUŻ JUTRO!!! 

9 komentarzy:

  1. bardzo interesujące... co ja pisze świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. Jo w ciąży! Cieszę się bardziej, niż Kevin, gdy dowiaduje się, że zostanie sam w domu :D
    Uhuhuhuhu. Będzie się działo. Chociaż obawiam się reakcji Jo. Przecież nie każdy cieszy sie z ciąży. Z resztą, nieplanowanej ciąży.. =]
    Bardzo podoba mi się ten powrót do pierwszych odcinków i cytat TS. Czekam na nexta. :)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. boże, jak ty świetnie piszesz *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję ;) i od razu informuję, że ta historia dobiega końca ;) JUTRO jeszcze przed północą pojawi się EPILOG.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoje opowiadanie. Nie mogę doczekać się epilogu. Pomimo tego,że będzie u mnie impreza sylwestrowa będę musiała poświęcić chwilkę na przeczytanie,bo ciekawość mnie zżera.
    Zapraszam do siebie
    http://you-can-fix-everything.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Normalnie mnie powaliłaś tym rozdziałem! Jo w ciąży, Gerard zakochany, a Daniella i Cesc mega przeuroczy! ;-) <3 Szkoda, że to już koniec...

    OdpowiedzUsuń
  7. co?! JUTRO EPILOG?! OSZALAŁAŚ?! xD
    no ładnie! Jo w ciąży?! hahaha, a Gerard zakochany! *.*
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy się nie spodziewałam, że Jo jest w ciąży! Ale to jest dobra wiadomość, bo może przejrzy na oczy, że Ona i Gerard są sobie pisani :) Czekam na epilog!

    OdpowiedzUsuń
  9. JO w ciąąąąąąąąążżżżżżżżżżyyyyyyyyyyyyyyyy!!!!!!
    że tak powiem Pique strzelił najważniejszego gola w życiu:D

    a proszę cię bardzo. dragi - czesciowe wyjasnienie juz 2 stycznia:D

    OdpowiedzUsuń