Bardzo
ważne. Aby miało sens czytajcie całość. Od deski do deski.
-------------------
Chyba
jakaś część mnie wiedziała, że to się wydarzy, jak tylko go ujrzałam. Nie
chodzi o coś co powiedział albo zrobił. To było uczucie, które się wtedy
pojawiało. I... szalone jest to, że nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek tak się
poczuję. A nie wiem, czy powinnam. Wiedziałam, że jego świat poruszał się zbyt
szybko i płonął zbyt jasno. Ale pomyślałam, jak diabeł może popychać cię do
kogoś kto tak bardzo przypomina anioła, gdy się do ciebie uśmiecha? Może on to
wiedział, gdy mnie zobaczył. Pewnie po prostu straciłam równowagę. Chyba
najgorszym uczuciem, nie była strata jego, to była strata mnie*
Przeklęła się w myślach siadając
na podłodze mieszkania Glada. Odkąd powiedział jej, że może pomieszkać u niego póki on będzie za granicą nie
wychodziła nawet do pracy. Załatwiała wszystkie sprawy przez komputer. Jej
telefon nieruszony leżał na kanapie od kilku dni mrugając nieprzytomnie i
upominając się o podłączenie do baterii.
Co kilka godzin dźwięk dzwonka
niósł się echem po mieszkaniu eleganckiej willi, a ona obserwowała wibrujące
urządzenie nie reagując.
Wszystko strasznie się jej
skomplikowało. Nie była wymagającą osobą. Pracowała wytrwale od dziewiętnastego
roku życia nawet w najgorszej robocie, ale Bóg w końcu łaskawie ją wynagrodził Gladem. Dlaczego
jednak wszystko miało znowu podupaść?
Usłyszała pukanie do drzwi,
jednak nie miała siły się nawet ruszyć. Od tygodnia męczyło ją jakieś
choróbstwo, najpewniej przez przemęczenie i nerwy które ostatnimi czasy
strasznie szarpały jej myśli. Pukanie nie ustępowało, dlatego postanowiła, że w
końcu otworzy chociaż nie wiedziała kogo
może spotkać w wejściu. Jakież było jej zdziwienie kiedy w progu dojrzała niską
brunetkę, wraz ze swoim partnerem.
-Jak ty wyglądasz? – dziewczyna
westchnęła wchodząc do środka i ciekawie rozglądając się po mieszkaniu. Była
nie co zdezorientowana, ale pozwoliła aby para weszła do eleganckiego mieszkania
– Nieźle tu.
-Co tu robicie? – spytała. Nie
miała okazji rozmawiać z nimi od jakiegoś czasu i czuła, że brakowało im tego,
ale z drugiej strony chciała spędzić te kilka dni sama. Wiedziała, że w tej
chwili nie prezentowała się najlepiej. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Od paru
dni ciężko spała i nie mogła znaleźć sobie miejsca.
-Jutro wesele i przyszłam cię
ogarnąć…
-Nie idę – powiedziała bardziej
do siebie niż do nich i zajęła miejsce na kanapie. Oczywiście nie myślała nad
tym. Skoro powiedziała Gerardowi, że chce być sama zaproszenie na ślub musiało
być w końcu anulowane.
-Nawet tak nie mów dziewczyno –
powiedział Fabregas zajmując miejsce w fotelu. Wyglądał tak jak zawsze, ale
teraz urody dodawała mu jeszcze lekko zapuszczona broda.
Daniella obserwowała ją bacznie i
wiedziała, że na pewno chodziło o jej wygląd.
-Wyglądasz jak siedem nieszczęść.
-Choruję – mruknęła
niezadowolona. Doskonale zdawał sobie sprawę, z bladości która towarzyszyła jej
ostatnimi czasy oraz z niezdrowego rumieńca na twarzy. Dawno się tak nie czuła. Wykończona, jakby
ktoś wywinął jej całe wnętrzności na drugą stronę.
Oparła głowę i zamknęła oczy.
-Słuchaj wszystko już za daleko
zaszło – ciszę przerwał głos chłopaka. Podniosła głowę i unosząc brwi spojrzała
na niego zdziwiona. Wiedziała co ma na myśli – On szaleje za tobą, ty za nim.
Mała sprzeczka i tyle. Pogodzicie się i wszystko wróci do normy.
-Nic nie rozumiesz Cesc –
warknęła w końcu. Była zła na to, że przyszli i chcieli bawić się w swatów, ale
z drugiej strony tak bardzo potrzebowała się wyżalić. Zwykle swoje żale
zostawiała dla siebie, ale tym razem czuła się jak w jakimś głupim filmie
– to ja odbiegam od normy –
powiedziała w końcu.
Nie miała siły tłumaczyć im o co
chodzi. Wiedziała jednak, że aby wszystko zaczęło mieć ręce i nogi nie uniknie
tej rozmowy, w tym przypadku z nimi jak i z samym Pique. Dwójka przyjaciół
obserwowała ją bacznie.
Czas najwyższy powiedzieć im
prawdę. Wiedziała, że to będzie dla niej bardzo trudne. Zawsze żyła sama i nie
musiała z nikim dzielić się swoimi sprawami, ale teraz los kazał jej zaufać.
-Gerard bardzo się o ciebie
martwił przez ten czas. Nie dawałaś znaku życia – powiedziała Dani siadając
obok niej.
-Musiałam wszystko przemyśleć –
powiedziała i podniosła się – Widzicie, wszystko potoczyło się inaczej niż
myślałam.
Krążyła przez chwilę po salonie i
układała w głowie to co chciała powiedzieć.
-Jestem chora – zatrzymała się i
przeczesała dłonią włos, po czym uśmiechnęła się lekko – Aczkolwiek, do tej
pory traktowałam to jako jakąś moją ułomność. To moja rodzina zrobiła ze mnie
wariatkę. Gdy miałam dwa lata,
psycholog stwierdził u mnie zaburzenia osobowości.
Spojrzała na przyjaciół którzy
nie przerywając jej czekali na kontynuację.
- Właściwie było mi z tym całkiem
wygodnie. Żyłam w swoim małym świecie, aż tu nagle poznałam was. Przez
większość swojego życia czułam się bezpiecznie, bo zasłaniałam się chorobą. To
chyba siła sugestii. „Nie jestem w stanie stworzyć większych relacji z drugim
człowiekiem, nie jestem w stanie mieć racjonalnych uczuć. Jestem osobą bardzo
indywidualną. Nawet kontakt wzrokowy sprawia mi dużą trudność. Jest też kilka
innych rzeczy o których nie chcę teraz mówić. I wiedziałam, że żyjąc w swoich
zabudowanych schematach nikt mi nigdy nie wejdzie w drogę.
Zamilkła widząc jak Dani uśmiecha
się pod nosem.
-I? Raczej nie wyglądasz mi na
jakąś totalną wariatkę…
- Dzięki Dani. Chyba fakt, że
sądziłam, że nie jestem w stanie z nikim być w bliższych stosunkach sprawił, że
strasznie się tego przeraziłam, kiedy okazało się, że ktoś naruszył moją
barierę.
-To fantastyczne! – zawołała
wybijając ją nieco z tropu – Jesteś jeszcze bardziej pokręcona niż myśleliśmy.
I Gerard będzie szalał za tobą jeszcze bardziej. Myślę, że czas najwyższy mu to
powiedzieć.
Pokręciła głową nieco zmieszana.
-To nie jest coś o czym powinien
wiedzieć. Jestem tylko przeszkodą, której nigdy nie damy rady przeskoczyć. Nie
taka jest moja rola w tej historii. Gerardowi wszystko się pomieszało.
-A tobie? – Dani podeszła do niej
i ją przytuliła.
-A ja jestem jakimś pieprzonym
schematem…
-Nie mów tak – Brunetka
zaprzeczyła głową i odwróciła się na pięcie – Cesc, daj telefon.
Piłkarz który do tej pory
siedział raczej milczący wyciągnął aparat z kieszeni i podał narzeczonej, która
po chwili grzebania w nim podała go dziewczynie. Jose obserwowała w milczeniu
co robi jej przyjaciółka która po chwili
podała jej telefon.
-Co robisz? – blondynka ponownie
pobladła i odsunęła od siebie słuchawkę – Nie dzwoń do niego…
-Owszem, Dzwonię – uśmiechnęła
się chytrze – Czas najwyższy, żebyś przestała myśleć o sobie jako ktoś kto ma
jakieś problemy. Pierwszy krok to pokonanie strachu przed telefonem.
-Nie, wiesz, że nie umiem. To
właśnie przez to, że mam problemy, nie
umiem rozmawiać przez telefon!
-Tylko dwa zdania… - zawołała
brunetka, nie dając się przekonać. W słuchawce pojawił się sygnał, co strasznie
ją przeraziło, a już po chwili usłyszała w nim głos Pique.
-Cześć Gerard, tu Dani i Jose –
zawołała dziewczyna, a blondynka ukryła twarz w dłoniach.
-Jose! Dobrze, że jesteś! Chcę
pogadać słyszysz? Dzwonię do ciebie od
tygodnia.
Ponownie pokręciła głową czując,
że nawet nie jest w stanie wykrztusić z
siebie zdania. Poczuła jak brunetka szturcha ją w ramię zmuszając do chociaż
kilku słów.
-Taa - wydukała w końcu przez zęby za co Daniella
poklepała ją w ramię – Jestem u Glada.
-Wiem Jo – usłyszała przerwę w
jego głosie. Podniosła wzrok i spojrzała na Semaan – Jestem już na dole. Dani
mi napisała smsa jakieś pół godziny
temu.
Posłała dziewczynie piorunujące
spojrzenie, na co ta się tylko uśmiechnęła radośnie.
***
Uśmiechnął się widząc jej zgrabną
sylwetkę. Ubrana w elegancką sukienkę stała u boku Danielli i obserwowała całą
imprezę. Sama uroczystość zaślubin w rodzinie Pique przebiegła bez problemów.
Para młoda złączyła się węzłem małżeńskim w eleganckiej kapliczce, a następnie
goście wraz z rodziną udali się do rodzinnej posiadłości gdzie w ogrodzie pod
specjalnymi namiotami odbyć się miało wesele. Jego wzrok nie wypuszczał jej ze
swojego zasięgu. Wyglądała perfekcyjnie i czuł się strasznie dumny z tego, że
udało mu się ja przekonać, aby pojawiła się tego wieczora na ślubie jego brata.
Wczorajszego wieczora, kiedy to
pojawił się w domu Glada – jej współlokatora, wyglądała zupełnie inaczej niż
dzisiaj. Nadal widział jej zmęczoną twarz i zapuchnięte oczy, ale dziewczyna
jego przyjaciela postarała się, aby Jo czuła się dzisiejszego wieczora bardziej
komfortowo. Wiedział, że Mayte nie czuła się ostatnimi czasy najlepiej, ale
bardzo mu zależało aby pojawiła się na tej uroczystości.
-Gerard kochanie – zawołała jego
matka i łapiąc go za ramię pociągnęła do tańca – Powiesz mi coś o tej swojej
nowej dziewczynie?
-Cieszę się mamo, że tak szybko
ją polubiłaś – uśmiechnął się i pocałował kobietę w policzek.
-Trudno jej nie lubić – zawołała
kobieta i pogłaskała go po policzku – To taka miła dziewczyna, naprawdę
spokojna. Jesteście już parą?
Czy byli parą? Nie był w stanie
tego określić, brakowało mu oficjalnego potwierdzenia ze strony blondynki, ale
był w stanie poczekać i dać jej jeszcze trochę czasu na decyzję. Wczoraj gdy
tylko ją zobaczył uśmiechnął się i przytulił mocno. Niczego od niej nie chciał.
Jedyne co jej powiedział, to fakt, że choćby miała się zastanawiać jeszcze
milion lat, on poczeka bo wie, że prędzej czy później się w nim zakocha. Dostał
za to od niej po głowie. Cały czas utrzymywała, że jest zadufanym w sobie
bucem.
A potem ze zmęczenia zasnęła na
kanapie.
-Dopiero zdobywam jej serce –
zażartował, ale matka pokiwała głową.
-Dalej jesteś jak dziecko Geri.
Skończywszy tańczyć zajął miejsce
bliżej pary młodej. Teraz to jego brat postanowił zatańczyć z matką. On zaś
odnalazł wzrokiem, blondynkę.
-Daniela wygląda idealnie –
zawołała panna młoda jakiś czas później. Była raczej drobną osóbką której
zawsze wszędzie było pełno. Jego brat i Pris znali Fabregasów od jakiegoś
czasu. Cesc i on od małego się przyjaźnili więc nie było to raczej niczym
nowym, że i Daniellę szybko polubili –
Ona i twoja towarzyszka ubarwiają tą uroczystość.
Przytaknął.
-Jose faktycznie zachwyca –
powiedział i uśmiechnął się do kobiety – Wiesz Pris, może i to płytkie, że
dopiero co byłem z Shakirą, a teraz wiążę się z nią, ale czuję, że mi to nie
przeszkadza. Szaleję za nią, a mam tyle lat, że spokojnie mogę sobie na to
pozwolić...
-Ja to wiem – kobieta
przytaknęła. Nieco go zdziwiła tym spostrzeżeniem . Czasem miał wrażenie, że
dziewczyna jest mu bardzo bliska, znali się już kilka lat i chociaż obecnie jej
mąż, a jego brat nie widywał się z nim tak często to od zawsze ją lubił– Jest
inną osobowością. To dobra dusza Gerard.
Wiesz, to śmieszne, ale pamiętasz jak przyjechaliśmy, a ty powiedziałeś, że to twoja
dziewczyna, a ona się tak obraziła?
Przytaknął.
-Nie byliście parą prawda?
Roześmiał się i pokręcił głową.
-Była na mnie wściekła, myślałem,
że wydłubie mi oczy.
Obserwowali wspólnie jak Jose
przytula się z uśmiechem do Danielli, a następnie porwana przez jakiegoś gościa
tańczy.
Przedstawił ją dzisiaj rodzicom.
Jego ojciec w między czasie spytał się nietaktownie co z Shakirą, ale dość
szybko się poprawił. Ona zaś pozostawał tą samą śmieszną Jose którą poznał te
kilka miesięcy temu. Tą zachowawczą i uśmiechniętą. Wróciła do swojej
poprzedniej bariery i udawała, że między nimi nic nie ma, chociaż doskonale
widział jak reagowała kiedy to złapał ją za rękę, czy lekko musnął jej
skórę.
-Jeszcze nie podjęła ostatecznej
decyzji – powiedział, nie odrywając wzroku od blondynki – Ma z tym mały
problem, ale wiem, że prędzej czy później…
-Wypadało by – przerwała mu
- Jose, to kobieta, którą trzeba się
opiekować. Mówiłeś, że jest osobą która o siebie zawsze zadba, ale ona
potrzebuje kogoś kto będzie lubił z nią spędzać czas, a ty jesteś w tym dobry.
Jesteś szalony bardziej niż ktokolwiek inny i wiem, że to w ten sposób zdobyłeś
jej serce.
Bardzo ją polubiłam…
Westchnął.
-Ja ją jeszcze bardziej niż
polubiłem – przytaknął i uśmiechnął pod nosem. Taka była prawda – Zakochałem
się Prisy…
Poczuł się jakby coś go mocno
zdzieliło po twarzy. Wiedział, że nie dążył do tego gdy ją poznał. W końcu to
był czysty przypadek. Ona zajmowała się tylko i wyłącznie jego psem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i
pogłaskała go po policzku.
-Widzisz mój drogi, tylko skoro
ona ma z tym problem to nie mi powinieneś powiedzieć te słowa. Skoro wiesz, że
Jose jest wyjątkowa… To czas najwyższy dopomóc jej w podjęciu decyzji. Może i
ty byś się jakoś określił. Na boisku zawsze podejmujesz decyzję w trzy sekundy.
A ja znam się na rzeczy, wierz mi jestem kobietą i podjęłam decyzję, że chcę
wziąć ślub z twoim bratem, a to duży sukces…
-To inna sytuacja….
Kobieta stuknęła go dłonią w
głowę.
-Matko Boska Gerard ile można
gadać. I tak już nie masz wyboru skoro i tak łączy was też to maleństwo, ale na
litość przestań być jak małe niezdecydowane dziecko…
Kobieta machnęła ręką i
zapatrzyła na swoich gości. Zamrugał kilkakrotnie.
-Słucham?
Kobieta również na niego
spojrzała. Nie do końca rozumiał co miała na myśli. Wiedział, że Priscilla
potrafi być nieobliczalna, ale nie był gotowy na tak pewne swojego słowa. Przez chwilę starał się przetworzyć tą rozmowę
raz jeszcze.
-Gerard ? – kobieta uśmiechnęła
się i złapała go za dłoń – Nie powiesz mi, że nie wiesz skąd się biorą dzieci?
-O czym ty mówisz? – zmarszczył
nieco brwi i cofnął rękę.
-Proszę Cię – mruknęła - to widać
na kilometr.
Jego wzrok powędrował w stronę kobiet
które właśnie schodziły z środka sali i zajęły miejsca przy stoliku. Jose
podniosła wzrok i uśmiechnęła się nieśmiało do niego. Odwrócił głowę do swojej
szwagierki. Czy naprawdę mówiła poważnie? Czy to oznaczało, że… Zrobiło mu się
gorąco. Poczuł jak jego towarzyszka wstaje od stołu i klepiąc go w ramię
odchodzi.
Neo
ewidentnie nie chciał czekać na swojego pana. Gdy biegał, był równie skupiony
co właściciel, ale gdy tylko przerwali, zaczął go interesować cały świat.
Zapachy, zwierzęta... i ludzie.
-Stój! -
ryknął Pique gdy tylko owczarek wyrwał smycz z jego dłoni i puścił się biegiem.
-Kończę! -
rozłączył się i również zaczął biec. Nie miał pojęcia gdzie mógł polecieć ten
wariat, ale tłum w parku był dość gęsty i wiedział, że to ogromne psisko i pełna
samowolka nie wróżą nic dobrego.
Dostrzegł
jak rozpędzony Neo biegnie przez park między drzewami. Nawet nie miał pojęcia
co ma zrobić – pierwszy raz pies takie coś mu odwalał.
Ruszył za
nim pędem obserwując jak owczarek zatrzymuje się centralnie na osobie leżącej
na trawie.
-Matko
boska! Strasznie przepraszam! - dorwał psa i odciągnął go od kobiety.
Podniósł się ze swojego miejsca i
obserwując blondynkę ruszył w jej stronę.
-Jestem Jose
– kiwnęła głową uśmiechając się lekko i wyciągając rękę w jego stronę. Był
bardzo wysoki co od razu wprawiło ją w dobry nastrój ponieważ ona sama należała
do bardzo wysokich kobiet, przez co dosięgał ją często kompleks w tej kwestii.
Poza tym wyglądał naprawdę... dobrze. Miał na sobie krótkie spodnie od dresu,
t-shirt i okulary słoneczne. No i ten zarost... - Opiekuję się Neo gdy pan...
jest nie obecny.
Kiwnął lekko
głową powoli rozumiejąc całą sytuację.
-Jestem
Gerard – otrząsnął się i zreflektował się ściskając jej rękę – Jest mi
strasznie głupio. On nigdy się tak nie zachowuje.
-Spędzamy ze
sobą dość dużo czasu – przytaknęła uśmiechając się – Właściwie u mnie w domu
już się prawie zadomowił.
Zrobiło mu
się głupio, bo właśnie dziewczyna potwierdziła, że jego psu brakuje jego
właściciela.
Przyjrzał
się jej uważnie. Była bardzo wysoką blondynką o słodkim uśmiechu.
Wiedział, że dostrzegła jego
dziwne zachowanie. Czuł jak rozpiera go radość. Jak emocje sięgają zenitu.
Uśmiech pojawił się na jego ustach. Po raz pierwszy poczuł takie uczucie.
Wiatr co
chwilę rozwiewał jej włosy przez co, co chwilę musiała odgarniać je z twarzy.
-Co teraz
robisz? – nie wiadomo kiedy pytanie cisnęło mu się na usta. Dostrzegł
zdziwienie na jej twarzy, ale było za późno by się ugryźć w język. Ale przecież
to nie była, żadna dziwna propozycja. Jakieś dziwne uczucie sprawiało jednak że
czuł się dziwnie. Z drugiej zaś strony nie miał żadnych wyrzutów sumienia i to
go przerażało jeszcze bardziej.
Podszedł do niej widząc jej
lekkie zdziwienie na twarzy. Złapał ją za rękę i gdy tylko wstała złapał ją w pasie i pociągnął w stronę
parkietu. Roześmiała się lekko i odwzajemniła uścisk.
-Rozumiem, że to takie
spontaniczne uczucie?
Pokręcił głową przecząco.
– Wiesz, że
jestem pierwszy raz na tym stadionie?
Zamrugał
kilka razy.
-Chyba w ogóle
na jakimkolwiek - przyznała się powodując tym samym, że zaczął się śmiać.
Wyglądała na przestraszoną, ale i mocno podekscytowaną. Uśmiechała się szeroko
co wprawiało go w lepszy nastrój. Od razu poczuł się lepiej. Poczuł jak robi mu
się gorąco, kiedy patrzył jak za zapamiętaniem dziewczyna trajkoce coś o piłce
nożnej. Nawet go to nie interesowało. Nie spodziewał się jej tutaj, a już w
szczególności, że zrobi na nim takie wrażenie. Bez słowa śledził każdy jej
ruch. Oczy które błądziły po całym korytarzu co parę sekund znowu celując w
niego. Na uśmiech który nie schodził z jej twarzy. Na dołeczki, na rozwiane
włosy…
Przez chwilę
nawet przyłapał się na tym, że po prostu się gapi. Jak skończony idiota
-Jose – powiedział wpatrując się
wprost w jej drobną buzię. Uciekała gdzieś cały czas wzrokiem, do czasu kiedy
nie złapał jej za brodę i odwrócił jej. Uśmiechała się do niego lekko.
-Brzmi całkiem oficjalnie –
mruknęła nieco speszona.
-Bo może i tak jest – uśmiechnął
się i mrugnął do niej – No i jak ci idzie?
Spojrzała na niego zdziwiona nie
wiedząc o co chodzi.
-To jest ten czas w którym
powinnaś się we mnie już zakochać…
Parsknęła śmiechem i klepnęła go
w ramię.
-Nawet tak nie gadaj. Jesteś
okropny – zmarszczyła brwi – wiesz, że to uczucie jest
przereklamowane.
-Może i tak, ale z drugiej
strony…
-Z drugiej strony co?
-Nie masz wyboru. Skoro ty nie
umiesz zadecydować, muszę to zrobić ja no nie?
Tańczyli wśród wielu gości
weselnych na środku Sali balowej. On ubrany w elegancki garnitur, a ona w
delikatnej kremowej sukience –Zakochałem się w tobie wiesz? To śmieszne, ale
chyba już tego dnia kiedy Neo zaatakował cię w parku.
Dziewczyna odwróciła wzrok, a
chwilę później uśmiechnęła się. Jej głowa spoczęła na jego ramieniu. Czuł jak
jej oddech nabrał tempa.
-Widzisz, jesteś tak bezbłędnie
inna, że nie ma opcji, żebym nie oszalał na twoim punkcie. Wybacz, ale podjąłem
decyzję za ciebie, a w tej sytuacji, nie ma opcji, żebyś ty nie oszalała na
moim.
Blondynka podniosła głowę i
zmarszczyła nieco brwi.
-W jakiejś sytuacji?
Przytulił ją mocniej do siebie.
Zwolnili nieco, teraz kołysząc się przytuleni bardziej niż do tej pory. Nie
mógł się przestać szczerzyć, co jeszcze bardziej ją zaintrygowało.
-Jesteś w ciąży prawda? –
uśmiechnął się radośnie, na co dziewczyna po chwili parsknęła nieco zmieszana.
Odsunęła się lekko i spojrzała na niego.
-Czemu tak sądzisz? – wzruszyła
ramionami i pokręciła głową– Skąd… nie…
Już chciał otworzyć usta, kiedy
poczuli jak ktoś na nich wpada. Zobaczyli Daniellę i Cesca, którzy wyszczerzeni
nie przestawali tańczyć. Brunetka zmierzyła dziewczynę wzrokiem i uśmiechnęła
do piłkarza.
-Jest w ciąży – potwierdziła, nie
zwracając uwagi na pannę Maytę – Sama się nawet nie połapała.
Gerard wciąż stał obejmując
dziewczynę w tłumie par na parkiecie.
-Jo – Panna
Semaan posłała jej dłuższe przez co dziewczyna jeszcze bardziej się zdziwiła –
kochanie, wyobraź sobie, że przez ostatni tydzień rzygałaś nie bez powodu…
Cesc roześmiał
się głośno zwracając na siebie ich uwagę.
-Naprawdę –
Fabregas spojrzał na swojego najlepszego kumpla – Stary, Daniella wyłapała to
już jakiś czas temu, a ostatni tydzień tylko potwierdził naszą tezę. Szkoda
tylko, że przegrałem stówę z własną narzeczoną, ale niech stracę… Ostatnio dobrze nam się wspólnie robi takie
układy. Ale tobie to się tak naprawdę dziwię. Wam właściwie… Wszyscy przecież
to już zauważyli.
-Włącznie z twoją
matką Pique – dopowiedziała Daniella lustrując wzrokiem przerażoną blondynkę –
Spokojnie Jose, myślę, że prędzej czy później połapałabyś się sama. No na pewno
w momencie gdyby odeszły ci już płody…
* Taylor Swift
______________________________________
Moja praca w poradni terapeutycznej robi swoje.
No i jak?
EPILOG JUŻ JUTRO!!!