niedziela, 28 października 2012

10. Chyba się dzisiaj napiję



Nie wiedzieć czemu jego nogi skierowały się prosto w stronę małej kawiarenki. Kilka przecznic stąd rozstał się z Daniellą, z którą miał omówić kilka spraw przed dzisiejszą imprezą. Prawda była taka, że nawet tego nie kontrolował. Wpłynęła na niego rozmowa z brunetką która przez kilka minut opowiadała mu o pysznym deserze który ostatnio jadła u Jose. Potem, gdy się rozstali przed restauracją, zdał sobie sprawę z pięknej pogody. Lekki mroźny poranek, a jednak słońce postanowiło się pokazać. Nasunął okulary przeciwsłoneczne na nos i zapiął skórzaną kurtkę. Nie miał planów na obecną chwilę więc postanowił przejść się w stronę kawiarni. Dochodząc do wysokiego budynku w którym mieścił się lokal dostrzegł blondynkę wychodzącą z kawiarni. Roześmiał się widząc ją ubraną w szalik i płaszczyk. Pogoda w końcu nie była aż tak zimowa. Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Wyglądała na zadowoloną.
-Cześć – złapał ją gdy wsiadała do samochodu. Wybita z zamyślenia spojrzała na niego nieprzytomnie.
-O, Cześć… Gerard – powiedziała wrzucając torbę na tylnie siedzenie – co tu robisz?
-Wracam spacerkiem ze spotkania z Daniellą – uśmiechnął się na widok jej zaciekawienia. Oparła się o maskę samochodu.
Wiatr co chwilę rozwiewał jej włosy przez co, co chwilę musiała odgarniać je z twarzy.
-Co teraz robisz? – nie wiadomo kiedy pytanie cisnęło mu się na usta. Dostrzegł zdziwienie na jej twarzy, ale było za późno by się ugryźć w język. Ale przecież to nie była, żadna dziwna propozycja. Jakieś dziwne uczucie sprawiało jednak że czuł się dziwnie. Z drugiej zaś strony nie miał żadnych wyrzutów sumienia i to go przerażało jeszcze bardziej.
Wzruszyła ramionami.
-Idziesz się przejść?
-A co z… - blondynka spojrzała na niego niepewnie.
-To tylko spacer, jest taka ładna pogoda – uśmiechnął się odpychając myśli o Kolumbijce, które od jakiegoś czasu natarczywie nacierały na jego umysł. Uniósł brodę wysoko w stronę nieba – Zobacz jakie piękne słońce.
Ruszyli w stronę bardziej odległych uliczek. Było tam znacznie ciszej i spokojniej niż w samym centrum miasta co gwarantowało im chociaż odrobinę więcej spokoju. Ciągle nurtowała go jedna myśl. Kontem oka obserwował blondynkę idącą u jego boku. Wyglądała tak spokojnie, szła lekkim krokiem u jego boku. Oczy miała lekko zmrużone napawając się promieniami wiosennego słońca przyjemnie gładzącego jej twarz. Oddychała miarowo zatracając się w rześkim powietrzu.
-Jest super – mruknęła przyjemnie, wyciągając się i oddychając głęboko. Dopiero teraz dostrzegł lekki uśmieszek i to jak pogodnie dziś wyglądała. Cieszyła się właśnie tym krótkim momentem – Dzisiejszy dzień jest bajeczny.
Roześmiał się na jej słowa. On sam tego tak nie postrzegał. Z rana zastała go pobudka i rozmowa z Shakirą, potem leciał na spotkanie z Daniellą, a wieczorem szedł na imprezę z której ma wrócić trzeźwy, bo Kolumbijka nie lubi jego chrapania. Nie wie o co jej chodzi – on przecież tego nie słyszy.
-Można tak powiedzieć – posłał jej lekki uśmiech na co szybko odwróciła wzrok.
Podczas drogi powrotnej skierował się do pobliskiej cukierni. Tam kupił im po Wierzej kawie i pączku, ale dopiero po chwili zorientował się, że to wcale nie było aż tak oryginalne jak przypuszczał – w końcu Jose prowadziła kawiarnie i miała takie rzeczy na co dzień.
-Jeszcze raz dziękuję za lunch – wyszczerzyła się lekko. Wzniósł oczy do nieba czując sarkazm w jej głosie.
-Przecież zrobiłem to z dobrego serca – mrugnął do niej.
-Nie wątpię – założyła pasemko włosów za ucho -  Widzimy się wieczorem w klubie.
Kiwnął jej głową i zamknęła za sobą drzwi od auta. Odruchowo zerknął na zegarek chcąc sprawdzić za ile czasu znowu się spotkają. Nie było go wiele. Uśmiechnął się po nosem i znowu założył okulary. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, a czekało go jeszcze zadanie uprowadzenia najlepszego kumpla. 




Przyjście na imprezę wprawiło go w całkowicie mieszane uczucia. Bawił się wyśmienicie, wokół bawili się wszyscy jego znajomi. Jednak jakieś dziwne uczucie targało nim, powodując, że wszystko w brzuchu dosłownie mu grało. Może choruje od braku alkoholu? Roześmiał się na widok Cesca który bez opamiętania dobierał się do swojej dziewczyny. Był w tej chwili najszczęśliwszy na całej kuli ziemskiej. Przez ostatni tydzień starał się ogarnąć miejsce na uroczą kolację dla najbliższych znajomych, którzy po kryjomu szykowali mu za plecami prawdziwą bombę urodzinową.
Chwilę później para stanęła u jego boku i również skupiła się na gościach bawiących się na środku klubu.
-Jesteście. Prze. Zajebiści. – Cesc wymruczał swoje wyrazy wdzięczności opierając się na ramieniu ukochanej. Brunetka roześmiała się i posadziła piłkarza na kanapie. Chwilę później ponownie stanęła u boku Gerarda.
-Nawet nie napiłeś się za zdrowie solenizanta – szturchnęła go znacząco w ramię, na co wzruszył ramieniem – Zachowujesz się dzisiaj jak małe dziecko.
-To nie moja wina okej? – Spojrzał na nią nie co zły.
-Dzisiaj rano miałeś taki dobry humor, nawet gdy poszedłeś na spacer wydawałeś się taki zadowolony– Spojrzała na niego znacząco. Mężczyzna ze zdziwienia otworzył usta – Przejeżdżałam nieopodal.
Dokończyła uśmiechając się chytrze, na co udał że tego nie widzi.
-Gerard ile można? – zaczęła, ale nie wiedziała jak dokończyć tą rozmowę tak by zrozumiał to co chciała mu tak bardzo powiedzieć. Skąd on może wiedzieć? Jak bardzo musi się wszystko pomieszać by zrozumiał. Wzrok Pique, od dłuższego czasu bez przerwy utkwiony w tłumie gości w końcu spoczął na niej.
- Nic mi nie jest, Dani – mruknął
-To czemu taki jesteś? Nieobecny, milczący…
Chłopak zamyślił się na chwilę. Toczenie ze sobą monologu przy tak głośnej muzyce nie miało większego sensu. I tak nawet nie słyszał swoich myśli.
-Co z Shakirą? – spytała ponownie Daniella, powodując, że znowu się lekko zdenerwował.
-Co ma być? – warknął niezadowolony – Nie przyszła, znalazła sobie inne zajęcie. Rzadko gdzieś ze mną chodzi, woli gdy siedzimy w domu. Miałem nadzieję, że to się jakoś zmieni, ale najwyraźniej tak musi być…
-Nic nie musi być takie jak jest – Brunetka pociągnęła go w stronę barierek – A może źle szukałeś? Może to czego potrzebujesz nie musi być na skalę Shakiry?
Spojrzał na nią zdziwiony. Ta mała brunetka czasami przyprawiała go o ból głowy w szczególnie w takich momentach jak ten, kiedy swoją inteligencją potrafiła przygwoździć kogoś do ziemi. Dziewczyna posłała mu znaczące spojrzenie. Przez chwilę nie wiedział o co chodzi, ale chwilę później podążył za jej wzrokiem.
Piętro niżej, zaraz pod antresolą zobaczył szczupłą sylwetkę kobiety. Jej zgrabne, szczupłe ciało prezentowało się idealnie w krótkiej czarnej sukience wiązanej na szyi. Jej długie włosy pozostały rozpuszczone, w lekkim nieładzie. Stała z boku z małą paczką w dłoniach. Ponownie spojrzał na brunetkę, która uśmiechała się do niego lekko.
-Chyba się dzisiaj napiję – mruknął cicho powodując, że jego towarzyszka roześmiała się lekko.
-A ja idę się przywitać – złapała Cesca pod ramię i skierowała w stronę schodów – Miłego wieczoru.

Była nie co zdenerwowana, obecnością w tak prestiżowym klubie jak Gedam. Już rano Glad tchnął w nią te obawy, jednak w miarę z upływającymi godzinami starał się zamazać złe wrażenie które rzucił na to miejsce. W każdej możliwej chwili opowiadał jej jak będzie wspaniale. Jak pięknie będzie wyglądać, ile będzie tam zabójczych ciach, ile dałby za to by spędzić wieczór na urodzinach Cesca i jaką ogólnie jest farciarą. Wieczorem stawił się u niej punktualnie by ocenić jej kreację, co wywołało u niej nie mały śmiech, gdyż nigdy facet nie szykował jej na imprezę. Zdecydowała się na skromną kreację. W zamian za to usta przyozdobiła charakterystyczną czerwoną szminką, a włosy ułożyła w fale. Właściwie Glad stoczył z jej fryzurą bitwę za pomocą lokówki, ale musiała mu przyznać, że wyglądała dobrze.
-Wyglądasz Re.we.la.cyjnie! –usłyszała męski głos ze swojej prawej strony. Chwilę później na jej ramieniu zawisła brunetka i jej narzeczony.
-Was również miło widzieć – uśmiechnęła się lekko. Obok pary dostrzegła uśmiechniętego obrońcę– Cześć Gerard. To dla ciebie mistrzu.
Rzuciła do solenizanta paczkę starając się wyglądać obojętnie.
-Tak naprawdę nie miałam zielonego pojęcia co ci kupić – mruknęła, a chwilę później Cesc zniknął im z pola widzenia zajęty rozpakowaniem prezentu.
-Choć – Daniella złapała ja za rękę – Poznasz resztę.
Nie zdążyły nigdzie się ruszyć, bo poczuła jak wokół jej bioder oplatają się czyjeś ręce. Roześmiała się głośno
-A kimże, jest ta piękna blondynka o nogach do samego nieba? – usłyszała męski głos i pociągnęła Daniellę za rękę. Błagalnym wzrokiem dała jej do zrozumienia, że ktoś utrudnia jej drogę dalej.
-Sergioooo! –Brunetka wyswobodziła dziewczynę z rąk piłkarza nie przestając się śmiać– Jak zwykle zaczynasz!
-Mam nadajniki w rękach – Hiszpan wyszczerzył się i pomachał dłońmi – to czujniki na piękno!
-Poznaj Jose – Blondynka uśmiechnęła się lekko na słowa koleżanki – To znajoma moja i Cesca... i Gerarda.
Jose podniosła wzrok na dwu metrowego obrońcę który pojawił się obok.
-Jose, to Sergio – obrońca Realu Madryt – Daniella uśmiechnęła się do niej lekko – Nie uwierzysz Sergio, ale Jo nie zna się na piłce nożnej.
Chłopak wyszczerzył się radosnie.
-A więc kopnął cię zaszczyt i na wstępie poznajesz już najlepszego gracza Hiszpanii – zawołał radośnie wywołując u zebranych śmiech – Chodź, zatańczymy!
Złapał ja za rękę i pociągnął w stronę parkietu. Zdążyła się jeszcze odwrócić i posłać Semaan uśmiech.
-No proszę – zawołała Daniella. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na stojącego obok Gerarda. Chłopak odwrócił wzrok i skierował się w stronę kanap.
-Chyba przydało by ci się jeszcze kilka mocniejszych – Pique usłyszał jeszcze za plecami krzyk dziewczyny nim zdążył zniknąć z jej pola widzenia.

Oparł się o jej ramię. Chwilę później dziewczyna zsunęła sobie jego rękę, co po jakiejś spożytej już przez niego ilości alkoholu mogło się wiązać ze straceniem równowagi.
-Jesteś bez serca – mruknął udając obrażonego.
-A ty wysoki – wyszczerzyła się. Mrugnął do niej na co odpowiedziała mu tym samym. Podczas gdy stali  ramię w ramię poczuł nawet jakby coś walnęło go w głowę. Jego myśli naprawdę przestały mieć znaczenie, ale dość szybko się opamiętał i skupił na swoim drinku. Było mu głupio i miał mieszane uczucia do sytuacji. Może męczył go moralniak? W końcu miał wobec siebie zbyt duże wyrzuty sumienia. Chciał wytłumaczyć tą sytuację jednak nie dane mu było, bo pomiędzy niego a blondynkę wepchnęło się ogromne cielsko jego najlepszego kumpla.
-grubasie, ale masz wyczucie czasu – warknął w jego stronę tak by nikt po za brunetem tego nie usłyszał. W gruncie rzeczy nawet i Fabregas nie zwrócił uwagi na słowa przyjaciela tylko zwrócił się bezpośrednio do blondynki.
-Mam kilka informacji – powiedział upijając swój napój. Pierwsza to zapytanie ile zostało jeszcze tańców w twoim karnecie, druga to czy masz jak wrócić, czy Dani ma cię odwieść…
-Mnie ma odwieźć – mruknął lekko wstawiony Pique.
-Ty nie masz gdzie wracać, kołku – Cesc klepnął go w ramię – A trzecia to co ty dzisiaj robiłaś, że aż pięciu moich kumpli pyta się o ciebie.
-chyba się pogubiłam – blondynka pokazała mu język – Tak, nie, nie wiem, nie pytaj w jakiej kolejności…
Brunet pociągnął ją w stronę parkietu pozostawiając wysokiego piłkarza samego. Tak jak już kilka razy tego wieczoru. I tak za każdym razem, miał ochotę plunąć sobie w twarz, za swoje twarde zasady i równocześnie głupotę. Bo nigdy nie był w stanie ogarnąć się na tyle by mieć jakąkolwiek szanse.
-Dawaj stary – któryś z chłopaków klepnął go w ramię – nie bądź ofiarą… 

___________________________________________________
Dodaję w miarę sprawnie ;) Jako, że spędzam codziennie w pracy po 8h i momentami zamulam to już wkręciłam się w pisanie na tyle, by dojść do uwaga, uwaga... 13 rozdziału ;) Myślę, że będzie ich może 17? Nie więcej niż 20 to na pewno. 
Dziękuję tym które systematycznie utwierdzają mnie w tym, że mam dla kogo pisać :) Może i te osoby które anonimowo mnie odwiedzają kiedyś też się ujawnią :P

poniedziałek, 22 października 2012

9. Masz wyglądać szałowo!



Wieści szybko się rozchodzą. Przeważnie duża część z nich jest plotkami, ale w tym przypadku postarano się by ta właściwa informacja dość szybko ujawniła się w świecie. Zresztą co miał do powiedzenia, kiedy jeszcze tego samego dnia na swoim tweeterze dostał ogromne zdjęcie pieluch od Villi. Cóż więcej miał zrobić? Jeszcze tego samego wieczoru rozdzwoniła się do niego cała drużyna z gratulacjami i życzeniami szczęścia.
Uśmiechnął się pod nosem, obserwując swoją ukochaną, kręcącą się z przejęciem po kuchni i szykującą mu kolację. Wyglądała wręcz kwitnąco. Dopiero teraz zauważył jak bardzo się zmieniła. Zaokrągliła się jej buzia i nabrała rumieńców. Wyglądała tak zmysłowo. Wyciągnął się na kanapie.
Nigdy nie przypuszczał, że ciąża Danielli tak pozytywnie na niego wpłynie. Przyciągnął ją do siebie tak, że zajęła miejsce obok i pocałował w usta. Był tak zachwycony, że nie miał siły myśleć o niczym wokół.
-Skąd Jose wiedziała? – spytała nie mogąc zrozumieć tego paradoksu. Ona sama nie miała pojęcia. Była padnięta kiedy wróciła do domu jednak od razu zwróciła całe jedzenie i kolejne kilka godzin spędziła w towarzystwie Cesca i sedesu.
-To dziwne ale ona jest strasznie… nieprzewidywalna – mruknął gładząc jej policzek – Ale może dlatego, że tak jak mówisz, zauważyła ile pochłonęłaś różnych rzeczy, a także ile płakałaś i śmiałaś się na zamianę.
Dziewczyna szturchnęła go w ramię.
-Wybacz, ale spełniasz wszystkie kryteria idealnej kobiety w ciąży – pocałował ją w czoło. Poczuł jak telefon w kieszeni zaczął mu wibrować. Wyciągnął go na wyświetlaczu dostrzegając napis ‘mama’. Uśmiechnął się w myślach i nacisnął zieloną słuchawkę.

*
Nie miał zbytnio czasu na jakiekolwiek postoje, pogaduszki, rozmowy i konsultacje. Musiał podwieźć Neo do Jose, ale okazało się, że dzisiejszy dzień znowu spędzała w pracy. Obiecała jednak, że się nim zaopiekuje. Podjechał w związku z tym pod sam lokal i wypuścił psa z wozu. Owczarek z radością bez zainteresowania jego osobą pobiegł od razu do kawiarni.
-Dzięki! – zawołał oburzony widząc, że pies wcale nie był nim zainteresowany. Skierowali się do tylnego wejścia, prowadzącego na zaplecze. W środku przywitał ich Glad, po czym skierował się po swoją koleżankę.
W tym czasie jego pies zarezerwował sobie miejscówkę na ogromnym fotelu ponownie zapominając o obecności swojego właściciela.
Pozostawiając psa na swoim miejscu skierował się do lokalu. Tego dnia było mnóstwo gości i możliwość zamienienia kilku chociaż słów z blondynką wydawała się graniczyć z cudem. Po paru jednak minutach pojawiła się obok niego.
Nie widzieli się zaledwie tydzień, ale Gerard czuł, że coś się zmieniło. Przyglądał się jej delikatnym rysom twarzy, a także delikatnemu uśmieszkowi błąkającemu się na ustach. Wyglądała na naprawdę zadowoloną. Ubrana w modne dżinsy i koszulę sprawiał wrażenie bardzo wyluzowanej, ale na jej twarzy dało się zauważyć skupienie.
- Słuchaj – powiedział gdy rozmawiali o swoich planach – Organizujemy urodziny Cescowi. Ty i Daniella doskonale się dogadujecie więc może chciałabyś do nas dołączyć?
Dziewczyna utkwiła w nim swoje spojrzenie. Po raz kolejny przekraczali bariery ich znajomości. Blondynka pokiwała głową.
-Będzie mi naprawdę miło. Pogadam o tym z Daniellą – przytaknęła nalewając do szklanek soku. Przez chwilę przyglądał się jak krząta się po barze ogarniając i rozdzielając zadania. Zdążyła nawet pogonić jakąś kelnerkę która przez dłuższy czas zbytnio kręciła się w jego okolicy.
-A co u Shakiry? – spytała gdy wrócili na zaplecze i zajęli miejsca na kanapie obok Neo.
-W porządku. Wyjeżdża za parę dni, tuż przed meczem z Anglią.
Spojrzał na zegarek i podskoczył.
-Jezu, miałem jechać do klubu! Wcale nie planowałem się tak rozsiadać – złapał za swoją kurtkę – Dziękuje, za opiekę nad Neo, wpadnę po niego wieczorem.
Blondynka z uśmiechem przyglądała się jak mężczyzna ze zdenerwowaniem opuścił miejsce jej pracy.
-Daruj sobie – usłyszała za plecami głos Glada, a chwilę później jego gejowska ręka przejechała wzdłuż jej kręgosłupa. Odwróciła się od wyjścia i spojrzała na niego zdziwiona.
-Co masz na myśli? – założyła ręce na piersiach. Brunet wzruszył ramionami i skierował się w stronę zmywarek.
-Po prostu dobrze ci radzę – zajął się wycieraniem naczyń – jeśli nie chcesz mieć potem rozterek do końca życia…
-Nie rozumiem o czym ty w ogóle mówisz – warknęła zdziwiona i weszła ponownie do kawiarni. Naprawdę nie rozumiała o czym mówił Glad. Miała ochotę go za to porządnie trzepnąć, ale najprawdopodobniej zrobiła by temu delikatnemu ciału krzywdę.


From: Daniella Semaan
Wpadnę do kawiarni dziś wieczorem i pójdziemy na zakupy. D.

Odczytała smsa dość późno, bo chwilę przed zakończeniem pracy. Do zamknięcia lokalu pozostało im może jeszcze z pół godziny. Goście jeszcze się nie rozeszli, a plany Danielli były dość konkretne.

To: Daniella Semaan
Po co? Jo

Nie zdążyła nawet wysłać wiadomości ponieważ mały dzwoneczek przy drzwiach poinformował o nowym gościu. W wejściu pojawiła się niska brunetka. Wyglądała na naprawdę zadowoloną. Ubrana w sukienkę i eleganckie botki wyglądała bardziej seksownie niż większość kobiet w całej Barcelonie.
-Gotowa? – spytała siadając przy barze.
-Niezbyt załapałam – przyznała się machając do niej telefonem na co brunetka roześmiała się radośnie – Chyba nie potrzebujesz jeszcze ubrań ciążowych?
-Oczywiście, że nie, ale jak sobie pomyślę, ile będę miała kilogramów…
-Matko Dani, najpierw chciałaś mieć dziecko, a nie mogłaś, a teraz twoim problemem jest waga? – Blondynka wytarła ręce w ściereczkę i skierowała się na zaplecze – Powiedziałaś chociaż Cescowi o twoich początkowych problemach?
-Tak – przytaknęła – Wspomniałam, że lekarze podejrzewali moją bezpłodność.
Pożegnawszy się wcześniej z Gladem i uprzedzając go, że zostaje sam z całym interesem wyszły na główną ulicę Barcelony.  Jej przyjaciel obiecał odwieźć Neo do niej i zostawić mu coś do zjedzenia, a więc i z tym nie było problemu.
-Musimy dziś zrobić zakupy na jutrzejsze urodziny Cesca. Głównie dla ciebie – wycelowała w nią palcem i mrugnęła – Masz wyglądać nieziemsko!
Blondynka przystanęła nieco zdziwiona.
-Przepraszam?
-Jutro idziemy do klubu. Gerard wszystko zarezerwował i załatwił. Masz wyglądać szałowo!

Tak jak Daniella zapowiedziała, czekało ją kilka godzin chodzenia po sklepach. Jeśli dało się to tak zrobić skoro pracę zakończyła dość późno. Najpierw zajęły się wyborem sukienki, przy czym, zanim udało się wybrać jakąś dla Jose, Daniella już miała wybrane dwie dla siebie. Ostatecznie, po wielu zmaganiach i oporach które miała do ubrania na ten wieczór sukienki wybrała jedną, całkiem ładną.
Następnie zajęły się dodatkami, butami, kosmetykami.
Daniella była mistrzynią swojego fachu, a jej pozostawało dużo do dorównania jej. Większość czasu to ona spędziła w przymierzalni nie udolnie próbując przekonać do tego swoją współtowarzyszkę. Jose jednak nie była kobietą uwielbiającą zakupy i starała się aby jej ubrania, gustowne i modne były również wygodne.
Zajęły miejsce w jednej z restauracji. Obstawione od góry do dołu torbami z zakupami zamówiły coś na kolację. Jeszcze nigdy chyba Jose nie wydała tyle kasy w jeden wieczór. Oczywiście miała już duże wydatki, chociażby jak urządzała mieszkanie, ale nigdy w kwestii ubrań i rzeczy codziennych.
Daniella jak to miała w zwyczaju przez ostatnie kilka dni zamówiła nie zliczoną ilość jedzenia. Ona sama zdecydowała się na rybę i sałatkę.
-Kto jutro będzie? – spytała w przerwie od przeżuwania.
-Praktycznie cała drużyna. No i ich partnerki, Ana, Patricia, Sara… Shakiry nie będzie – nie lubi chodzić na takie imprezy.
-Przyjaźnicie się? W końcu wasi panowie są najlepszymi kumplami – spytała.
Brunetka pokiwała przecząco głową.
-Ja jej nie znam – odłożyła sztućce na jeden z pustych już talerzyków – Zresztą prawie jak każdy. Gerard bardzo się zmienił odkąd są parą, kiedyś często spędzał czas ze mną i Cescem, ale teraz ma go co raz mniej. Nie wątpię, że jest naprawdę miłą kobietą, ale ona sama nie chce się z nami jakoś bratać, a po za tym jeszcze jest ta różnica wieku…
Pokiwała głową na znak, że rozumie. Nie miała w zwyczaju wypytywać się o nie swoje sprawy, ale Shakira pozostawała jej ulubioną piosenkarką z lat gdy była nastolatką.
Kończąc zakupy brunetka obiecała odwieźć ją do domu. Nie potrzebowała tego, gdyż od dawna posługiwała się komunikacją miejską jednak upór który miała w sobie panna Semaan potrafił przytłoczyć nawet i ją.
-Widzimy się jutro. Możesz się spóźnić – tak dla dobrego wrażenia  - roześmiała się gdy wychodziła z auta.
Wchodząc po schodach zdążyła się jeszcze trzy razy rozmyślić co do wybrania się na imprezę oraz stroju który miała założyć. W wejściu powitał ją jak zwykle zaspany owczarek niemiecki.
-Myślisz, że mogę sobie zrobić tą przyjemność? Wciskać się w towarzystwo takich osób jak piłkarze? – pogłaskała psa po łbie i rozłożyła się na łóżku. Jeśli do jutrzejszego wieczoru nie przejedzie ją żaden czołg albo nikt nie popełni na niej przestępstwa… miała go spędzić w towarzystwie klubu piłkarskiego. I to nie byle jakiego. 

_____________________________________

Zgłębiam tajniki twittera ^^ i oglądam Pogoń - Legia.

Ah ah, dziewczyneczki :) Zapraszam do łapania się również do 'Obserwatorów' po prawej stronie :)