Nie wiedzieć
czemu jego nogi skierowały się prosto w stronę małej kawiarenki. Kilka
przecznic stąd rozstał się z Daniellą, z którą miał omówić kilka spraw przed
dzisiejszą imprezą. Prawda była taka, że nawet tego nie kontrolował. Wpłynęła
na niego rozmowa z brunetką która przez kilka minut opowiadała mu o pysznym
deserze który ostatnio jadła u Jose. Potem, gdy się rozstali przed restauracją,
zdał sobie sprawę z pięknej pogody. Lekki mroźny poranek, a jednak słońce
postanowiło się pokazać. Nasunął okulary przeciwsłoneczne na nos i zapiął
skórzaną kurtkę. Nie miał planów na obecną chwilę więc postanowił przejść się w
stronę kawiarni. Dochodząc do wysokiego budynku w którym mieścił się lokal
dostrzegł blondynkę wychodzącą z kawiarni. Roześmiał się widząc ją ubraną w
szalik i płaszczyk. Pogoda w końcu nie była aż tak zimowa. Na jej twarzy
pojawił się lekki rumieniec. Wyglądała na zadowoloną.
-Cześć –
złapał ją gdy wsiadała do samochodu. Wybita z zamyślenia spojrzała na niego
nieprzytomnie.
-O, Cześć…
Gerard – powiedziała wrzucając torbę na tylnie siedzenie – co tu robisz?
-Wracam
spacerkiem ze spotkania z Daniellą – uśmiechnął się na widok jej zaciekawienia.
Oparła się o maskę samochodu.
Wiatr co
chwilę rozwiewał jej włosy przez co, co chwilę musiała odgarniać je z twarzy.
-Co teraz
robisz? – nie wiadomo kiedy pytanie cisnęło mu się na usta. Dostrzegł
zdziwienie na jej twarzy, ale było za późno by się ugryźć w język. Ale przecież
to nie była, żadna dziwna propozycja. Jakieś dziwne uczucie sprawiało jednak że
czuł się dziwnie. Z drugiej zaś strony nie miał żadnych wyrzutów sumienia i to
go przerażało jeszcze bardziej.
Wzruszyła ramionami.
-Idziesz się
przejść?
-A co z… -
blondynka spojrzała na niego niepewnie.
-To tylko
spacer, jest taka ładna pogoda – uśmiechnął się odpychając myśli o Kolumbijce,
które od jakiegoś czasu natarczywie nacierały na jego umysł. Uniósł brodę
wysoko w stronę nieba – Zobacz jakie piękne słońce.
Ruszyli w
stronę bardziej odległych uliczek. Było tam znacznie ciszej i spokojniej niż w
samym centrum miasta co gwarantowało im chociaż odrobinę więcej spokoju. Ciągle
nurtowała go jedna myśl. Kontem oka obserwował blondynkę idącą u jego boku.
Wyglądała tak spokojnie, szła lekkim krokiem u jego boku. Oczy miała lekko
zmrużone napawając się promieniami wiosennego słońca przyjemnie gładzącego jej
twarz. Oddychała miarowo zatracając się w rześkim powietrzu.
-Jest super
– mruknęła przyjemnie, wyciągając się i oddychając głęboko. Dopiero teraz
dostrzegł lekki uśmieszek i to jak pogodnie dziś wyglądała. Cieszyła się
właśnie tym krótkim momentem – Dzisiejszy dzień jest bajeczny.
Roześmiał
się na jej słowa. On sam tego tak nie postrzegał. Z rana zastała go pobudka i
rozmowa z Shakirą, potem leciał na spotkanie z Daniellą, a wieczorem szedł na
imprezę z której ma wrócić trzeźwy, bo Kolumbijka nie lubi jego chrapania. Nie
wie o co jej chodzi – on przecież tego nie słyszy.
-Można tak
powiedzieć – posłał jej lekki uśmiech na co szybko odwróciła wzrok.
Podczas
drogi powrotnej skierował się do pobliskiej cukierni. Tam kupił im po Wierzej
kawie i pączku, ale dopiero po chwili zorientował się, że to wcale nie było aż
tak oryginalne jak przypuszczał – w końcu Jose prowadziła kawiarnie i miała
takie rzeczy na co dzień.
-Jeszcze raz
dziękuję za lunch – wyszczerzyła się lekko. Wzniósł oczy do nieba czując
sarkazm w jej głosie.
-Przecież
zrobiłem to z dobrego serca – mrugnął do niej.
-Nie wątpię
– założyła pasemko włosów za ucho - Widzimy się wieczorem w klubie.
Kiwnął jej
głową i zamknęła za sobą drzwi od auta. Odruchowo zerknął na zegarek chcąc
sprawdzić za ile czasu znowu się spotkają. Nie było go wiele. Uśmiechnął się po
nosem i znowu założył okulary. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, a
czekało go jeszcze zadanie uprowadzenia najlepszego kumpla.
Przyjście na
imprezę wprawiło go w całkowicie mieszane uczucia. Bawił się wyśmienicie, wokół
bawili się wszyscy jego znajomi. Jednak jakieś dziwne uczucie targało nim,
powodując, że wszystko w brzuchu dosłownie mu grało. Może choruje od braku
alkoholu? Roześmiał się na widok Cesca który bez opamiętania dobierał się do
swojej dziewczyny. Był w tej chwili najszczęśliwszy na całej kuli ziemskiej.
Przez ostatni tydzień starał się ogarnąć miejsce na uroczą kolację dla
najbliższych znajomych, którzy po kryjomu szykowali mu za plecami prawdziwą
bombę urodzinową.
Chwilę
później para stanęła u jego boku i również skupiła się na gościach bawiących
się na środku klubu.
-Jesteście.
Prze. Zajebiści. – Cesc wymruczał swoje wyrazy wdzięczności opierając się na
ramieniu ukochanej. Brunetka roześmiała się i posadziła piłkarza na kanapie.
Chwilę później ponownie stanęła u boku Gerarda.
-Nawet nie
napiłeś się za zdrowie solenizanta – szturchnęła go znacząco w ramię, na co
wzruszył ramieniem – Zachowujesz się dzisiaj jak małe dziecko.
-To nie moja
wina okej? – Spojrzał na nią nie co zły.
-Dzisiaj
rano miałeś taki dobry humor, nawet gdy poszedłeś na spacer wydawałeś się taki
zadowolony– Spojrzała na niego znacząco. Mężczyzna ze zdziwienia otworzył usta
– Przejeżdżałam nieopodal.
Dokończyła
uśmiechając się chytrze, na co udał że tego nie widzi.
-Gerard ile
można? – zaczęła, ale nie wiedziała jak dokończyć tą rozmowę tak by zrozumiał
to co chciała mu tak bardzo powiedzieć. Skąd on może wiedzieć? Jak bardzo musi
się wszystko pomieszać by zrozumiał. Wzrok Pique, od dłuższego czasu bez
przerwy utkwiony w tłumie gości w końcu spoczął na niej.
- Nic mi nie
jest, Dani – mruknął
-To czemu
taki jesteś? Nieobecny, milczący…
Chłopak
zamyślił się na chwilę. Toczenie ze sobą monologu przy tak głośnej muzyce nie
miało większego sensu. I tak nawet nie słyszał swoich myśli.
-Co z Shakirą?
– spytała ponownie Daniella, powodując, że znowu się lekko zdenerwował.
-Co ma być?
– warknął niezadowolony – Nie przyszła, znalazła sobie inne zajęcie. Rzadko
gdzieś ze mną chodzi, woli gdy siedzimy w domu. Miałem nadzieję, że to się jakoś
zmieni, ale najwyraźniej tak musi być…
-Nic nie musi
być takie jak jest – Brunetka pociągnęła go w stronę barierek – A może źle
szukałeś? Może to czego potrzebujesz nie musi być na skalę Shakiry?
Spojrzał na
nią zdziwiony. Ta mała brunetka czasami przyprawiała go o ból głowy w
szczególnie w takich momentach jak ten, kiedy swoją inteligencją potrafiła
przygwoździć kogoś do ziemi. Dziewczyna posłała mu znaczące spojrzenie. Przez
chwilę nie wiedział o co chodzi, ale chwilę później podążył za jej wzrokiem.
Piętro
niżej, zaraz pod antresolą zobaczył szczupłą sylwetkę kobiety. Jej zgrabne,
szczupłe ciało prezentowało się idealnie w krótkiej czarnej sukience wiązanej
na szyi. Jej długie włosy pozostały rozpuszczone, w lekkim nieładzie. Stała z
boku z małą paczką w dłoniach. Ponownie spojrzał na brunetkę, która uśmiechała
się do niego lekko.
-Chyba się
dzisiaj napiję – mruknął cicho powodując, że jego towarzyszka roześmiała się
lekko.
-A ja idę
się przywitać – złapała Cesca pod ramię i skierowała w stronę schodów – Miłego
wieczoru.
Była nie co
zdenerwowana, obecnością w tak prestiżowym klubie jak Gedam. Już rano Glad
tchnął w nią te obawy, jednak w miarę z upływającymi godzinami starał się
zamazać złe wrażenie które rzucił na to miejsce. W każdej możliwej chwili
opowiadał jej jak będzie wspaniale. Jak pięknie będzie wyglądać, ile będzie tam
zabójczych ciach, ile dałby za to by spędzić wieczór na urodzinach Cesca i jaką
ogólnie jest farciarą. Wieczorem stawił się u niej punktualnie by ocenić jej
kreację, co wywołało u niej nie mały śmiech, gdyż nigdy facet nie szykował jej
na imprezę. Zdecydowała się na skromną kreację. W zamian za to usta
przyozdobiła charakterystyczną czerwoną szminką, a włosy ułożyła w fale.
Właściwie Glad stoczył z jej fryzurą bitwę za pomocą lokówki, ale musiała mu
przyznać, że wyglądała dobrze.
-Wyglądasz
Re.we.la.cyjnie! –usłyszała męski głos ze swojej prawej strony. Chwilę później
na jej ramieniu zawisła brunetka i jej narzeczony.
-Was również
miło widzieć – uśmiechnęła się lekko. Obok pary dostrzegła uśmiechniętego
obrońcę– Cześć Gerard. To dla ciebie mistrzu.
Rzuciła do
solenizanta paczkę starając się wyglądać obojętnie.
-Tak
naprawdę nie miałam zielonego pojęcia co ci kupić – mruknęła, a chwilę później
Cesc zniknął im z pola widzenia zajęty rozpakowaniem prezentu.
-Choć –
Daniella złapała ja za rękę – Poznasz resztę.
Nie zdążyły
nigdzie się ruszyć, bo poczuła jak wokół jej bioder oplatają się czyjeś ręce.
Roześmiała się głośno
-A kimże,
jest ta piękna blondynka o nogach do samego nieba? – usłyszała męski głos i
pociągnęła Daniellę za rękę. Błagalnym wzrokiem dała jej do zrozumienia, że
ktoś utrudnia jej drogę dalej.
-Sergioooo!
–Brunetka wyswobodziła dziewczynę z rąk piłkarza nie przestając się śmiać– Jak
zwykle zaczynasz!
-Mam
nadajniki w rękach – Hiszpan wyszczerzył się i pomachał dłońmi – to czujniki na
piękno!
-Poznaj Jose
– Blondynka uśmiechnęła się lekko na słowa koleżanki – To znajoma moja i
Cesca... i Gerarda.
Jose
podniosła wzrok na dwu metrowego obrońcę który pojawił się obok.
-Jose, to
Sergio – obrońca Realu Madryt – Daniella uśmiechnęła się do niej lekko – Nie
uwierzysz Sergio, ale Jo nie zna się na piłce nożnej.
Chłopak
wyszczerzył się radosnie.
-A więc
kopnął cię zaszczyt i na wstępie poznajesz już najlepszego gracza Hiszpanii –
zawołał radośnie wywołując u zebranych śmiech – Chodź, zatańczymy!
Złapał ja za
rękę i pociągnął w stronę parkietu. Zdążyła się jeszcze odwrócić i posłać
Semaan uśmiech.
-No proszę –
zawołała Daniella. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na stojącego obok
Gerarda. Chłopak odwrócił wzrok i skierował się w stronę kanap.
-Chyba
przydało by ci się jeszcze kilka mocniejszych – Pique usłyszał jeszcze za
plecami krzyk dziewczyny nim zdążył zniknąć z jej pola widzenia.
Oparł się o
jej ramię. Chwilę później dziewczyna zsunęła sobie jego rękę, co po jakiejś
spożytej już przez niego ilości alkoholu mogło się wiązać ze straceniem
równowagi.
-Jesteś bez
serca – mruknął udając obrażonego.
-A ty wysoki
– wyszczerzyła się. Mrugnął do niej na co odpowiedziała mu tym samym. Podczas
gdy stali ramię w ramię poczuł nawet jakby coś walnęło go w głowę. Jego
myśli naprawdę przestały mieć znaczenie, ale dość szybko się opamiętał i skupił
na swoim drinku. Było mu głupio i miał mieszane uczucia do sytuacji. Może
męczył go moralniak? W końcu miał wobec siebie zbyt duże wyrzuty sumienia.
Chciał wytłumaczyć tą sytuację jednak nie dane mu było, bo pomiędzy niego a
blondynkę wepchnęło się ogromne cielsko jego najlepszego kumpla.
-grubasie,
ale masz wyczucie czasu – warknął w jego stronę tak by nikt po za brunetem tego
nie usłyszał. W gruncie rzeczy nawet i Fabregas nie zwrócił uwagi na słowa
przyjaciela tylko zwrócił się bezpośrednio do blondynki.
-Mam kilka
informacji – powiedział upijając swój napój. Pierwsza to zapytanie ile zostało
jeszcze tańców w twoim karnecie, druga to czy masz jak wrócić, czy Dani ma cię
odwieść…
-Mnie ma
odwieźć – mruknął lekko wstawiony Pique.
-Ty nie masz
gdzie wracać, kołku – Cesc klepnął go w ramię – A trzecia to co ty dzisiaj
robiłaś, że aż pięciu moich kumpli pyta się o ciebie.
-chyba się
pogubiłam – blondynka pokazała mu język – Tak, nie, nie wiem, nie pytaj w
jakiej kolejności…
Brunet
pociągnął ją w stronę parkietu pozostawiając wysokiego piłkarza samego. Tak jak
już kilka razy tego wieczoru. I tak za każdym razem, miał ochotę plunąć sobie w
twarz, za swoje twarde zasady i równocześnie głupotę. Bo nigdy nie był w stanie
ogarnąć się na tyle by mieć jakąkolwiek szanse.
-Dawaj stary
– któryś z chłopaków klepnął go w ramię – nie bądź ofiarą…
___________________________________________________
Dodaję w miarę sprawnie ;) Jako, że spędzam codziennie w pracy po 8h i momentami zamulam to już wkręciłam się w pisanie na tyle, by dojść do uwaga, uwaga... 13 rozdziału ;) Myślę, że będzie ich może 17? Nie więcej niż 20 to na pewno.
Dziękuję tym które systematycznie utwierdzają mnie w tym, że mam dla kogo pisać :) Może i te osoby które anonimowo mnie odwiedzają kiedyś też się ujawnią :P